Marcin Różyc: Kogo warto obserwować?
Nowojorski Parsons, londyński Central Saint Martins i Królewska Akademia Sztuki w Antwerpii to zdecydowanie trzy najlepsze szkoły mody na świecie. To ich absolwenci, mają szansę na największą karierę i są twórczym towarem eksportowym, pożądanym na świecie. Jednak z uwagi na niewielką chłonność rynku i sporą konkurencję, nie każdy z nich może liczyć na to, że zajdzie wysoko.
Postanowiłem wyławiać dla was fajnych designerów i ludzi skazanych na sukces. Zaczynam od Akademii belgijskiej. Niewątpliwą gwiazdą i projektantem, który wzbudza ogromne nadzieje jest Antwerpczyk Niels Peeraer. W 2010 (kolekcja na koniec III roku) pokazał androgenicznych facetów na szpilkach. Wszyscy modele byli Azjatami, nosili seksi futra i skórzane body, na nogach mieli elastyczne pończochy, a ich torsy spętane były uprzężami. W tym roku, podobnie jak poprzednio, Peeraer inspirował się tradycją Azji, co zdradzają np. w cudowne chodaki przypominające buty Geta. Najnowsza, czyli dyplomowa kolekcja designera, to opowieść o chłopcu, który każdego dnia przygotowuje się do ślubu z narzeczonym, którego wymyślił. Zakłada suknię baletnicy i łączy ją z wybijanym ćwiekami skórzanym, cielistym gorsetem. Innego dnia nosi śpiochy inspirowane słynnym kostiumu Coco Chanel. W kolejnych marzeniach wkłada futra i nakolanniki ze skóry, które przypominają fragmenty zbroi….
Niels Peeraer przekonał mnie do siebie w stu procentach! Od teraz będę deptał mu po piętach.