Przeczytasz w 10 min 31 mar 2025

Kampania SS25 – @wykrocianka i @ciaobasia, czyli Sandra Wykrota i Basia Kruk, opowiadają nam o tym, jak dbają o swoją przestrzeń do tworzenia

tekst: Lara
Przeczytasz w 10 min

W kampanii Answear pokazujemy, że moda to przestrzeń do eksperymentów – nawet tych najbardziej zaskakujących. Zachęcamy do śmiałego miksowania stylów i marek, a jak robić to z wyczuciem i autentycznością, pokazują nam twórcy, którzy stworzyli materiały wspólnie z ważnymi dla siebie osobami.

W ramach tej współpracy porozmawialiśmy z @wykrocianka i @ciaobasia, o ich podejściu do mody, ważnych relacjach i wzajemnym inspirowaniu się. 

Kacper Barylski: “Ubierz życie z ludźmi, których kochasz” – jak to hasło rezonuje z Wami? Kiedy czujecie się naprawdę ubraną wersją siebie dzięki obecności innych?

Sandra Wykrota: Tak jak ubranie może dodać pewności siebie, wyrazić nasz styl czy nastrój, tak obecność ukochanych ludzi potrafi „ubrać” nasze życie w sens, ciepło i kolor. Jeśli czuję, że mogę wyrazić swój styl, być akceptowana i swobodna, to wtedy mogę powiedzieć, że jestem najbardziej „ubraną wersją siebie”.

Basia Kruk: Dla mnie bycie „ubraną wersją siebie” to ten moment, kiedy jestem otoczona moimi najbliższymi ludźmi. To dla mnie przypomnienie, że prawdziwa siła, i piękno nie tkwią w ubraniach, ale w relacjach, które budujemy. Ubrania są tylko dodatkiem.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Barbara Kruk Starzec (@ciaobasia)

Jakie wspomnienie związane z modą z dzieciństwa najbardziej Was ukształtowało? Czy to był ktoś bliski, miejsce, ubranie, moment?

SW: Myślę, że obie mamy wielki sentyment do momentów, w których jako dzieciaki wertowałyśmy pierwsze zagraniczne magazyny modowe czy ubierałyśmy się np. na takie wydarzenia jak sesje zdjęciowe w przedszkolu. Później na pewno u mnie to była wielka miłość do second handów. Wtedy też narodziła się u mnie miłość do przerabiania ciuchów.

BK: Dokładnie, do tej pory mam w głowie wspomnienia, jak moja mama przywoziła z Włoch magazyny Vogue Italia i jako dziecko przeglądałam je z wypiekami na twarzy. Pamiętam, że potrafiłam godzinami oglądać te „piękne obrazki”. Moda była wtedy dla mnie magią. I chyba nadal nią jest.

Basia, często pokazujesz Włochy – czy są rzeczy, których nauczyłaś się o stylu od Włochów/Włoszek, a które wdrażasz u siebie? A może są też włoskie modowe grzeszki?

BK: Oj zdecydowanie! Włoszki świetnie łączą elegancję z nonszalancją. Mają dar do tego, żeby wyglądać świetnie, jakby kompletnie się nie starały. Zwieńczeniem stylizacji zawsze są świetnej jakości dodatki jak np. okulary przeciwsłoneczne czy torebki. Ich sekretem nie jest perfekcja, tylko autentyczność – i to bardzo cenię. Z jednej strony styl Włoszek potrafi być niesamowicie szykowny, ale z drugiej także błyszczący i krzykliwy, czerpię jednak jakąś nieopisaną satysfakcję i fascynację, z oglądania ich w tych t-shirtach z kryształkami i dużą ilością wszystkiego. Bo o ile taki kiczowaty styl jest mi daleki, to jednak w tej całej ich włoskiej ekspresji ma to swój ogromny urok i one są w tych ubraniach tak bardzo pewne siebie.
To też jest jakaś lekcja – żeby nosić to, co się lubi, a nie tylko to, co akurat modne.

Sandra, jesteś bardzo uzdolniona manualnie – hafty, detale, ręczna robota. Czy moda potrzebuje dziś więcej rąk niż głów?

SW: Zdecydowanie wierzę, że wiedza teoretyczna jest ważna. Daje nam kontekst, rozumienie historii, technik, trendów. Ale osobiście jestem absolutnym zwolennikiem czynu. To właśnie od działania wszystko się u mnie zaczęło – od szycia, przerabiania ubrań, dotykania materiału, eksperymentowania. Ręce, które pracują, uczą się inaczej niż głowa – bardziej intuicyjnie, zmysłowo, szczerze.
Dlatego uważam, że moda – jak każda forma sztuki – potrzebuje dziś nie tylko pomysłów, ale przede wszystkim rzemiosła. Tego, co tworzy się z pasji, cierpliwości i czasu. Dla mnie detale, ręczna robota – to nie tylko technika, to opowieść. Staram się kultywować to podejście i zarażać nim innych, pokazywać, że warto wracać do źródeł. Bo to w pracy rąk rodzi się autentyczność.
A według mnie właśnie za tym dziś ludzie tęsknią najbardziej.

Co sprawia, że czujecie się w pełni sobą w ubraniu? Ubrane, a nie przebrane – to kolor, materiał, wspomnienie, które za nim stoi…?

BK: W moim przypadku jest to proste. Dla mnie jest to po prostu kolor, bo on mnie poniekąd definiuje. Gdy noszę kolory mam wrażenie, że to one mówią za mnie.

Na Waszych profilach widać dużo kolorów. Czy zestawiania kolorów można się nauczyć czy jest to coś, co po prostu się ma, jak szósty zmysł? Jak radzicie sobie ze zmieniającymi się trendami, kolorami roku, etc.?

SW: Powiem zupełnie szczerze, że w tym temacie Basia jest moją ogromną inspiracją. Widzę, z jaką lekkością i swobodą łączy kolory – dla niej to jak druga natura. Ja z kolei bardziej odnajduję się w zestawianiu printów, to tam czuję największą frajdę i przestrzeń do eksperymentów.
Ale wracając do pytania – zdecydowanie uważam, że zestawiania kolorów można się nauczyć. To nie jest jakiś tajemniczy szósty zmysł zarezerwowany tylko dla wybranych. To kwestia obserwacji, ćwiczeń, otwartości na błędy i zabawy. Na początku warto inspirować się naturą, sztuką, czy właśnie ludźmi, których mijamy na ulicy– to niesamowite źródła kolorystycznych zestawień.
Ze względu na moją pracę projektantki, śledzenie trendów i tendencji to ważna część mojego codziennego świata – to narzędzie, które pozwala mi rozumieć rynek, inspirować się i tworzyć świadomie. Jednocześnie prywatnie podchodzę do trendów z dystansem. Często zdarza się, że coś, co jest modne w danym sezonie, dla mnie już przestaje być inspirujące. Lubię być świadoma tego, co „na czasie”, ale równie mocno cenię sobie robienie rzeczy po swojemu. Autentyczność to dla mnie klucz. Jeśli dany kolor nie gra mi w duszy, to nawet jeśli będzie najmodniejszy – raczej nie zagości w mojej szafie. Dla mnie klucz to balans między aktualnością, a autentycznością.

BK: Zgadzam się z Sandrą w stu procentach. Ja się ciągle powtarzam w sieci, że mam misję kolorowania świata, a dokładniej po prostu udowadniania innym, że noszenie kolorów, eksperymentowania z nimi, to jest nauka jak każda inna. Wystarczy być dobrym obserwatorem, czerpać inspiracje z otoczenia. Czasami do połączeń może zainspirować nas obraz na wystawie, a czasami to może być papierek po czekoladzie.

Jeśli chodzi o Twoje drugie pytanie, to tu branża na przestrzeni lat mocno się zmieniła. Im dłużej w niej jestem, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że trendy wcale tak szybko się już nie zmieniają. Jeśli mówimy tu o mikrotrendach to owszem, ale główne kierunki często obserwujemy jak delikatnie ewoluują na przestrzeni kilku sezonów. Podobnie jest z kolorami, kiedyś dzieliliśmy je na bardziej letnie i zimowe, teraz ta granica się zatarła. Mam taką wewnętrzną zasadę, że po prostu trzeba podchodzić do nich z głową i wybierać te, które z nami rezonują i są częścią naszej osobowości. Mogą być też tym co sprawi, że odnajdziemy swój styl – u mnie tak było właśnie z kolorami. Z racji zawodu wiele trendów „testowałam na sobie”. Miałam etap paryżanki, beżowej dziewczyny, ale i grungowej buntowniczki, w żadnym z nich jednak nie czułam się w stu procentach sobą. Dopiero gdy odkryłam kolory, stwierdziłam, że to one opowiadają moją historię i pokazują osobowość.

Gdybyście mogły wybrać jeden element garderoby lub dodatku, który najlepiej Was definiuje, jest takim Waszym amuletem – co by to było i dlaczego?

SW: Ja chętnie wskażę taki element u Basi, bo jej kolekcja kolorowych torebek to – moim zdaniem – absolutna kwintesencja jej osobowości. Są niebanalne, ciekawe, pełne luzu i radości. Mają w sobie coś „fun”, coś „funky”, ale też coś bardzo autentycznego. To dodatki, które przyciągają wzrok, ale nie krzyczą – raczej zapraszają do rozmowy, tak jak sama Basia.

BK: Ja odbiję piłeczkę, i powiem, że Sandry amuletem są rzeczy, które sama tworzy. Jestem z niej ogromnie dumna, i z podziwem patrzę jak non stop wymyśla i realizuje nowe projekty. Od torebek, po czapki, kończąc na ubraniach. Te rzeczy są unikatowe jak ona!

Ciężko powiedzieć czy w obecnych czasach osoby kreatywne mają łatwiej czy wręcz trudniej. Jak uważacie?

SW: Z jednej strony mamy niesamowite możliwości: dostęp do wiedzy, narzędzi, globalnych platform, które pozwalają pokazać swoją twórczość światu praktycznie od razu. Kreatywność może dziś dotrzeć do ludzi szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
Ale z drugiej strony – ta otwartość i tempo bywają przytłaczające. Ilość bodźców, presja, by być „na bieżąco”, tworzyć bez przerwy, porównywanie się z innymi… to wszystko potrafi podcinać skrzydła. Łatwo się w tym pogubić, zwłaszcza gdy twórczość staje się też towarem.
Dlatego uważam, że dziś nie chodzi o to, czy jest łatwiej czy trudniej, ale raczej o to, jak bardzo potrafimy zadbać o swoją przestrzeń do tworzenia – po swojemu, w swoim tempie, wiernie sobie. To, według mnie, największe wyzwanie dla kreatywnych w naszych czasach.

BK: Zgodzę się z Sandrą obecne tempo życia i ilość bodźców, ciągła presja nadążania, i wymyślania potrafi zamknąć nas w błędnym kole. Kreatywność dziś ma więcej przestrzeni niż kiedykolwiek wcześniej… ale też więcej presji. Kreatywni ludzie mają dziś niesamowite możliwości, ale muszą też umieć zadbać o swoje granice. Myślę, że prawdziwa twórczość zaczyna się tam, gdzie jest przestrzeń, a nie presja i kluczem jest znalezienie tego balansu.

Czy moda może być terapią? Zdarzyło Wam się ubrać coś, co Wam realnie poprawiło nastrój albo pomogło przetrwać trudniejszy czas?

SW: Zdecydowanie uważam, że moda – jak każda forma sztuki – może być terapią. To sposób wyrażania siebie, komunikowania emocji bez słów. Czasem przez kolory, innym razem właśnie przez rzeczy, które niosą w sobie wspomnienia i znaczenia.
Dla mnie ogromną wartość mają ubrania z historią – mam pasek i koszulę po moim dziadku. Niby proste rzeczy, ale kiedy je zakładam, czuję, jakby część jego obecności szła ze mną przez dzień. To daje siłę, przypomina, że nie jestem sama.

BK: Myślę, że każdy z nas w swojej szafie ma takie rzeczy, które działają na niego terapeutycznie. Przypominają o tych dobrych momentach, kojarzą się z tymi, którzy są, lub byli, dla nas ważni.
Kiedy zakładam coś kolorowego w szary dzień, to nie dlatego, że chcę się wyróżnić. Robię to, żeby przypomnieć sobie i innym, że świat ma jeszcze barwy – nawet jeśli dziś nie widać ich przez chmury i nie mówię tu tylko o pogodzie jeśli wiesz, co mam na myśli.

Macie w szafie coś, co należy lub należało do kogoś ważnego? Coś, co nosicie nie tylko dla wyglądu, ale też z emocjonalnym ładunkiem?

SW: Zdecydowanie tak – i u mnie jest naprawdę sporo rzeczy, których nigdy nie oddam. Nie dlatego, że są modne, ale dlatego, że są pełne wspomnień. Oprócz wcześniej wspomnianych talizmanów po dziadku, mam na przykład sukienkę mojej mamy, w której była na pierwszej randce z tatą. Mam też koszulki mojego byłego chłopaka z liceum – może to brzmi sentymentalnie, ale przypominają mi o czasie, kiedy wszystko było nowe, świeże, pierwsze. Noszę je i to naprawdę daje mi dziwne poczucie ciepła.

BK: Podobnie jak Sandra, zdecydowanie mam w swojej szafie kilka takich perełek. Jedną z nich jest wełnianą marynarka po moim dziadku, z marki, która wiele lat temu miała swoją fabrykę i pracownię w miejscu, w którym obecnie mieszkam. 

Basia – Twoja biżuteria to mikrokosmos – opowiedz, co chcesz przekazać kobietom przez te formy, hasła i kolory?

BK: Chcę pokazać, że detale mają znaczenie, że moda to zabawa a moje projekty takie właśnie są. 

Sandra – jakie emocje i potrzeby realizujesz poprzez swoje projekty? Chcesz trochę naprawić świat? Edukować? Zmieniać oblicze mody?

SW: Chciałabym, aby moje prace niosły ze sobą coś więcej niż tylko ładne ubrania. Może to nie jest wielka misja, by „naprawić świat”, ale z pewnością zależy mi na tym, żeby inspirować do większej świadomości – nie tylko w kwestii stylu, ale też wartości, jakimi kierujemy się w modzie. Czasem chodzi o małe zmiany, jak pokazanie, że rzeczy z duszą i historią mają ogromną wartość, czy że warto inwestować w jakość, a nie tylko podążać za chwilowym trendem.
Zmiana oblicza mody? Myślę, że to proces. Każdy projekt, każda decyzja, którą podejmuję, to mały krok w tym kierunku.

Jaką modową lekcję najchętniej przekazałybyście swoim młodszym wersjom siebie?

SW: Najchętniej powiedziałabym swojej młodszej wersji: „Nie przejmuj się tak bardzo! Baw się jeszcze bardziej ciuchami i eksperymentuj!” Wtedy często martwiłam się, co ludzie pomyślą albo czy wpisuję się w grupę znajomych. Dziś wiem, że moda to przede wszystkim zabawa i wyrażenie siebie, a nie sztywne trzymanie się zasad.

BK: Uwierz w siebie. Bądź sobą i nigdy, przenigdy nie rezygnuj z czegoś z obawy przed oceną innych, bo “gdyby” to najsmutniejsze słowo świata. Moda to zabawa, to nie matematyka – tu nie ma zasad. Od lat kieruję się hasłem: „jedną rzeczą jaką masz naprawdę a jakiej nie ma nikt inny jest Twoje własne życie i Twój własny punkt widzenia.” – To twoja siła – I chciałabym, żeby moja młodsza wersja  wiedziała to wcześniej.

Przeczytaj inne artykuły