
Mam taką teorię, że to nie relacje damsko-męskie są największym wyzwaniem dorosłego życia. Pomimo tego jak głośno o tym Marsie i Wenus mówi się w mainstreamie. Najtrudniejsze, ale często najbardziej przełomowe i odgrywające największą rolę w życiu są relacje kobiety z drugą kobietą.
Ale pomimo tego jesteśmy dla siebie surowe. Śrubujemy standardy wychowując córki, bo nam też śrubowano. „Mama była zawsze moim największym krytykiem” – usłyszałam kiedyś i zaczęłam się temu bliżej przyglądać. Wystarczy porozmawiać z kobietami wokół, by usłyszeć potwierdzenie tych słów w opowiadanych przez nie historiach.
– „Brzydko Ci w tej grzywce”.
– „Czerwony to definitywnie nie jest Twój kolor”.
– „Coś Ci się chyba przytyło ostatnio”.
– „Jak będziesz taka, to nikt Cię nie zechce”.
To tylko kilka przykładów podanych przez moje przyjaciółki i koleżanki. Co gorsze, opowiadane są jako coś zwykłego, normalnego, część naszej kobiecej rzeczywistości. Tak jakby ta przepychanka na linii matka – córka była oczywistością, z którą się żyje, trzeba sobie jakoś radzić i niewiele można na nią poradzić.
Skonfrontowałam swoje spostrzeżenia z Justyną Kaczmarczyk-Nazim – psycholożką, psychoterapeutką, psychotraumatolożką, terapeutką EMDR i właścicielką „Ośrodka Ja” w Warszawie. Justyna w swojej pracy na co dzień styka się z tematem relacji i komunikacji pomiędzy kobietami.
Alex Jaskółowska: Dlaczego tak trudno buduje się relacje pomiędzy matką i córką i większość kobiet zmaga się z tą relacja przez całe życie?
Justyną Kaczmarczyk-Nazim: W każdej relacji dziecko – rodzic odpowiedzialność za jej kształt ponosi rodzic. Najważniejszym okresem dla powstawania tej relacji jest dzieciństwo. W dużej mierze to, jak relacja matka – córka uformowała się w tym okresie, wpływa na to, jak ona wygląda, kiedy córka staje się dorosła. Teorie zajmujące się stylem przywiązania pokazują, że w ogóle nasze wczesne relacje z rodzicami determinują to, jak będziemy wchodzić w relacje i je sobie układać w życiu dorosłym z innymi osobami. Przecież życia uczymy się od rodziców. Wiele osób ma bardzo trudne doświadczenia wyniesione ze swoich domów rodzinnych. W Polsce raczej standardem jest to, że dorastało się w domu, gdzie było uzależnienie od alkoholu i istniały różnego rodzaju dysfunkcje, przemoc fizyczna i psychiczna, zaniedbanie. W takich okolicznościach niemożliwe jest zbudowanie dobrego i bezpiecznego stylu przywiązania.
Kiedy kobieta, która w swojej rodzinie była skrzywdzona, zostaje matką, prawdopodobnie bardzo wiele trudnych wzorców przekaże swojej córce, bo tego nauczyła się i doświadczyła w swoim domu. Takie błędne koło. Czasem mówimy o traumie międzypokoleniowej. Nie oznacza to, że traumę dziedziczymy w jakiś magiczny sposób w genach, ale o to, że powielamy schematy, uczymy się określonego sposobu radzenia sobie z emocjami, komunikacji, rozwiązywania problemów. W pracy terapeutycznej z kobietami z dysfunkcyjnych rodzin wiem, że często jej najtrudniejszym momentem jest odkrycie tego, że zawiodła je matka. Kiedy to ojciec był uzależniony i stosował przemoc, to on jest ewidentnym sprawcą. Ale potem kobieta dochodzi do tego, że najbardziej zawiodła i zdradziła ją matka, bo nie potrafiła ochronić, bo żyła ze sprawcą przemocy, pozwalała na przemoc wobec dziecka, była bierna i nieobecna, skoncentrowana na swoim cierpieniu itd. Jeśli dorosła kobieta – matka ma niskie poczucie własnej wartości, niespełnione swoje potrzeby, czuje się nieważna, niekochana, cierpi w relacji z mężczyzną, to nie będzie miała zasobów, żeby dać córce to, czego ona naprawdę potrzebuje, czyli miłość, wsparcie, bezwarunkową akceptację. Żeby móc dać to córce, powinna sama mieć te potrzeby zaspokojone albo przynajmniej próbować zaspokoić je we własnym zakresie, czyli nie przy pomocy córki.
Dlaczego ta relacja jest tak ważna i co to właściwie znaczy „mieć zdrową relację pomiędzy matką i córka”?
Moim zdaniem kluczowe w zdrowej relacji matka – córka jest właśnie to, że nie jest to relacja partnerska. To matka ma obowiązek dawać z siebie więcej, na tym polega macierzyństwo. Dziecko nie jest od spełniania oczekiwań dorosłego. Dlatego bycie matką jest takie trudne i wymagające, bardzo mało się o tym mówi. Często niespełnione kobiety wypełniają swoją pustkę i swoje braki posiadaniem dziecka, a uważam, że jest to najgorsze, co można sobie zrobić.
Niestety, kobiety często rywalizują ze swoimi córkami, czują się o nie zazdrosne, nie mogą znieść, że córka ma dobre relacje z ojcem (a ona nie). Wtedy często je umniejszają, krytykują, nie pozwalają się rozwijać. Jest taki syndrom, z którym wiele kobiet (córek) mierzy się podczas psychoterapii: „Nie mogę być lepsza od mojej matki. Nie mogę jej przerosnąć”, w znaczeniu symbolicznym oczywiście. Dlaczego? Bo wtedy jej będzie przykro, bo wtedy matka się zmierzy ze swoimi brakami i niespełnieniem. Ja jako psychoterapeutka i psychotraumatolożka dużo tego mroku i cierpienia dotykam w swojej pracy.
Jeśli mam powiedzieć pozytywnie, co to jest zdrowa relacja pomiędzy matką i córką, to powiem, że to jest taka relacja, w której matka pomaga i wspiera w rozwoju swoją córkę. Daje jej miłość, akceptację, zrozumienie, tłumaczy życie i świat. Wspiera w rozwijaniu niezależności, asertywności i umiejętności stawiania granic, walczeniu o siebie. Uważam, że dla matki największą nagrodą jest patrzenie jak jej córka się rozwija i buduje siebie i swoje życie. A największym komplementem dla macierzyństwa jest obserwowowanie, że właśnie moja córka ma lepiej ode mnie: jest piękniejsza, lepiej sobie radzi z trudnościami, osiąga sukcesy, jest szczęśliwa, ma dobry związek, lepiej sobie radzi z własnymi dziećmi. Wtedy córka będzie swoją matkę kochać, będzie lubić z nią spędzać czas i będzie chciała mieć z nią relację. I na pewno nie będzie tydzień przed wigilią przeżywać załamania, że musi spędzić święta z rodziną.
Jak matka wpływa na córkę i odwrotnie – jak córka wpływa na matkę? Co mogą od siebie czerpać?
Matka ma ogromny wpływ na kształtowanie się kobiecości u swojej córki, podejścia do siebie, akceptacji siebie. Siłą rzeczy obserwujemy a przez obserwację uczymy się. Przyglądamy się, jaką kobietą jest matka, czy o siebie dba, czy jest dla siebie łagodna czy surowa, czy jest męczennicą, czy potrafi się dobrze bawić. Jeśli widzimy naszą matkę jak się zapracowuje, głodzi, patrzy na siebie nienawistnie w lustrze, to nawet jeśli mówi nam, że jesteśmy piękne i świetnie wyglądamy, raczej w to nie uwierzymy. Przecież my ją widzimy a ona też jest piękna i świetnie wygląda (bo te co w lustrze każdą rzecz komentują, to zazwyczaj są właśnie bardzo atrakcyjne). Patrzymy też na relację rodziców – czy oni się kochają, czy nienawidzą lub są sobie obojętni. Uczymy się od matki podejścia do mężczyzn, tego jak ich traktować, jak pozwalać traktować siebie.
Matka od córki może się wiele nauczyć, jeśli jest na to otwarta. Przede wszystkim trochę innego podejścia do życia, świata, siebie – bo przecież każde pokolenie jest trochę inne. Czasem te zmiany, które wnoszą kolejne generacje są zbawienne wobec tradycyjnych przekonań i można ich trochę podpatrzeć. Dzieci w ogóle są dla rodziców niezłą szkołą życia. Testują ich możliwości i granice na każdym kroku, szczególnie te małe a potem nastoletnie. Wiele kobiet ma kryzys właśnie na skutek pojawienia się dziecka, bo okazuje się, że nie potrafią reagować i radzić sobie z własnymi emocjami. Dziecko płacze, krzyczy, rzuca się po podłodze i pojawia się nieznana wcześniej wściekłość. Dlaczego? Bo jak ona tak robiła to dostawała lanie albo karę i to się teraz odpala. Jak taka matka ma motywację do pracy nad sobą, to można naprawdę dużo sobie przepracować w relacji z dzieckiem.
Czy matka i córka mogą i czy powinny być przyjaciółkami?
Dla mnie to jest trudne, gdy słyszę, że matka i córka się przyjaźnią.
Szczególnie kiedy córka jest dziewczynką lub dorastającą kobietą. Istotą przyjaźni jest to, że relacja jest równorzędna, a matka i córka nie mogą takiej relacji mieć. Jak mam przyjaciółkę, która mówi tylko o sobie, zalewa mnie swoimi problemami i nie zwraca na mnie uwagi to mogę jej powiedzieć: „Wiesz co, nie pasuje mi taki układ, nie będę się z Tobą przyjaźnić”, albo nawet tego nie mówię tylko ucinam taką przyjaźń. Córka nie ma takiej możliwości. Dziecko potrzebuje matki, która jest oparciem, ale także postawi granice, na coś się nie zgodzi. Dziecko nie chce wysłuchiwać opowieści o życiu seksualnym swojej matki i jej dorosłych problemach, ale niestety czasem musi. Nie takie ma zadania rozwojowe.
To przyjaźnienie się z córkami wypływa od kobiet bardzo niedojrzałych, które z jakiegoś powodu nie mają swoich dorosłych przyjaciółek i nie mają się komu zwierzyć. Albo nie rozumieją swojej roli i nie radzą sobie z macierzyństwem tylko chciałyby być takimi wiecznymi nastolatkami, plotkującymi, śmiejącymi się z chłopaków i przeżywającymi miłosne dramaty. Jak obie kobiety są dorosłe to pół biedy, no ale myślę sobie, po co. To jednak dalej jest matka. Można mieć bardzo dobrą i bliską relację z matką a jednak się z nią nie przyjaźnić.
Czy istnieją jakieś sposoby na poprawę relacji matka – córka, a jeśli tak, co można zrobić, jakie elementy wprowadzić, aby nad tą relacją pracować?
Jeśli kobieta jest matką, która ma bardzo trudne osobiste doświadczenia wyniesione z domu rodzinnego albo kiepską relację z partnerem lub inne problemy, to uważam, że najlepsze co może zrobić dla swojej córki, to zająć się tymi problemami. Nie każdy musi iść oczywiście na psychoterapię, ale jak ma się ciężki bagaż, to samemu jest trudno sobie z nim poradzić. Natomiast można poczytać trochę książek, pojechać na jakieś warsztaty, albo przynajmniej poszukać sobie koleżanek, którym można się wyżalić. Zadbanie o siebie w jakiejkolwiek formie, odciąży relację z córką. To jest jak z tą maską tlenową w samolocie; najpierw zakładamy sobie… Jeśli chodzi o córkę, która jest dorosłą kobietą to wygląda to podobnie. Zadbanie o siebie i przepracowanie swoich doświadczeń.
Często kobiety podczas psychoterapii mają taką potrzebę, żeby się z matką jakoś „rozliczyć”, coś jej wygarnąć, albo spowodować, że ta matka się zmieni, a przynajmniej coś zrozumie, przeprosi. To jest zazwyczaj pułapka, bo jeśli rodzic jest jakiś przez całe życie, to dlaczego nagle ma się zmienić. To może być źródło wielkiego rozczarowania. Dlatego, wtedy proponuję raczej symboliczną pracę, w gabinecie, gdzie można liczyć na zrozumienie, akceptację, opłakać swoje straty. Kiedy to się zrobi, wtedy łatwiej też rodziców zaakceptować takimi, jacy oni są. Wtedy często się okazuje, że jednak coś z tej relacji można sobie wziąć. Nawet jeśli są to pierogi i pomidorowa. Często okazuje się, że nawet więcej można dostać, bo matka też się z wiekiem zmieniła, ma już trochę inne spojrzenie. Ale trudno to było wcześniej zobaczyć, bo pewne krzywdy z dzieciństwa wciąż wywoływały żal i złość.
Główna ilustracja: Natalia Jura

Alex Jaskółowska – podróżniczka, blogerka, autorka książek. Odwiedziła ponad 100 krajów na 6 kontynentach. Z wykształcenia jest psychologiem społecznym. Studiowała i pracowała naukowo m.in. w Korei Południowej, Japonii, Australii, Stanach Zjednoczonych i Włoszech.
Wierzy w to, że podróżowanie jest jednym z najlepszych sposobów, żeby poznać siebie i innych ludzi, a także nauczyć się, że istnieje więcej niż jeden model na życie.
Przeczytaj więcej tekstów Alex Jaskółowskiej na blogu Travel nad Keep Fit.