Przeczytasz w 11 min 15 maj 2023

„Jak coś robić, to robić to na maksa.”- z wizytą u Marty i Filipa

tekst: Maja Musznicka Magda Bałkowska
Przeczytasz w 11 min

Wpadłyśmy do Marty i Filipa, jakbyśmy znali się od lat. W progu przywitała nas sunia Mia i uśmiechnięci gospodarze domu. Po kilku latach obserwowania ich przygód i projektów w sieci aż trudno uwierzyć, że spotykamy się i rozmawiamy na żywo pierwszy raz. Pretekst jest fantastyczny – nowy dom Marty i Filipa. Położony na spokojnym osiedlu z dala od szumu miasta. Przyciąga swoją nietuzinkową architekturą, doskonale wtopioną w otoczenie z sosen i młodych brzóz. W takim naturalnym otoczeniu wstajesz rano i twoje myśli spokojnie kierują się w stronę nowych, ciekawych projektów i przeżyć.

Kreatywny duet, czyli Life Catchers

Marta i Filip od wielu lat działają w internecie i tworzą projekt Life Catchers, który z bloga podróżniczego przerodził się w ich pełnoetatową pracę. Dziś tworzą treści, sesje zdjęciowe dla wiodących marek w Polsce. Prowadzą warsztaty i szkolenia z fotografii. Są w nieustannej podróży po kraju i świecie. Łapią życie i czerpią z niego jak najwięcej. Marzenie o nowym miejscu do mieszkania było tym największym, a dom, w którym żyją teraz, był jedynym, jaki oglądali przed zakupem. Miłość od pierwszego zobaczenia? Możliwe. Nasi bohaterowie kochają wracać do tego domu.

Nowy dom Marty i Michała

Przy urządzaniu wnętrza Marcie i Filipowi bardzo zależało, aby dom nabrał wakacyjnego charakteru. W salonie dominują akcenty wyjęte prosto z wyspy Bali – drewno, rattan, naturalne tkaniny. Ogromne okno, przez które wpada dużo słońca, tylko podkręca ten klimat. Ale to nie koniec inspiracji pochodzących z podróży. Pomysły na loftową pracownię i łazienkę zaczerpnięte są z aranżacji nowojorskich mieszkań. Dodatkowo pełno we wnętrzu dobrego skandynawskiego dizajnu. Witamy w domu ludzi, którzy kochają podróże!

Lifespiracje Marty i Michała

Łapiecie życie każdego dnia?

Marta: Staramy się. Słynę z tego, że niewiele potrzeba mi do szczęścia. Wyjazd za miasto, spacer z psem, świeże kwiaty w wazonie. Ekscytuję się małymi rzeczami. Nasz wspólny dom to było największe moje marzenie. Gdy tu zamieszkaliśmy, powiedziałam, że nie mam już większych marzeń. Cieszę się z każdego dnia spędzonego tutaj.

Filip: Nazwę Life Catchers wymyśliliśmy w drodze do Nowego Jorku. Wtedy też postanowiliśmy, że zakładamy bloga. Tak, chwytamy życie jak tylko można. To jest nieustająca podróż, a dom to nasza przystań.

Opowiedzcie, jak narodził się Wasz projekt i jak z czasem ewoluował.

Filip: Life Catchers na początku był blogiem, na łamach którego zamieszczaliśmy nasze relacje z wyjazdów, tych mniejszych i tych większych. Założyliśmy bloga z czystej zajawki do podróży i żeby móc dzielić się naszymi przeżyciami z rodziną i znajomymi. Z czasem o naszych przygodach zaczęli czytać inni ludzie. A my, obok podróży, zaczęliśmy też mocniej iść w stronę fotografii, która jest pasją Marty.

Marta: Swój pierwszy aparat dostałam na moje 18 urodziny i od tego czasu się z nim nie rozstaję. Robię zdjęcia od 12 lat. Zaczynałam od zupełnie innych fotografii. Dopiero kiedy pracowałam w agencji marketingowej, przy startupie skierowanym dla podróżników i fotografów, poczułam, że mogę połączyć moje pasje. Poznałam wtedy mnóstwo ludzi jeżdżących po świecie, robiących zdjęcia i przy okazji zarabiających na tym pieniądze. Mocno mnie to zainspirowało. Gdzieś głęboko zamarzyłam wtedy sobie, aby kiedyś połączyć pracę z fotografią i podróżami. Na początku nie mieliśmy z Filipem na to planu. Im więcej poznawałam inspirujących ludzi, tym mocniej czułam, że ja też tak mogę, ja też tak chcę żyć.

Filip: Któregoś dnia wyjęliśmy dużą kartkę. Usiedliśmy przy stole i spisaliśmy cele oraz zrobiliśmy plan. Miesiąc po miesiącu, co chcemy robić i gdzie chcemy być za jakiś czas. Były to cele mierzalne i realne. Zapisaliśmy sobie, z kim chcemy pracować i co tworzyć. Postawiliśmy na nasz rozwój.

Marta: Pamiętam, że zapisałam sobie wtedy datę, kiedy chciałabym rzucić etat i zająć się już wyłącznie naszymi projektami. I dopiero, jak zapisaliśmy sobie te wszystkie rzeczy, udało się nam odhaczyć pierwszą, potem drugą… I nastał ten wymarzony moment pójścia na swoje.

Za co lubicie Life Catchers?

Marta: Za fajnych ludzi z super energią, których poznajemy przy okazji naszych projektów. Są to często relacje, które pozostają w naszym życiu na dłużej.

Filip: Za różnorodność. Każdy dzień w naszej pracy wygląda inaczej. Jednego dnia jest to duża sesja zdjęciowa z modelkami dla marki modowej, drugiego kameralne zdjęcia produktów kosmetycznych. Poza fotografią i tworzeniem contentu prowadzimy szkolenia, warsztaty. Nie ma rutyny.

Opowiedzcie jak wygląda Wasza praca od kuchni?

Filip: Dużo zależy od tego, przy jakim projekcie akurat pracujemy. Czy to są szkolenia/warsztaty, czy zdjęcia dla klienta ze szczegółowym briefem, czy też materiał dla naszego użytku. Nie zmienia się jednak to, że podstawą zawsze jest planowanie. Można mieć pomysł, ale jednak bez odpowiedniego zaplanowania nie jesteśmy w stanie go wdrożyć w życie. Duża część naszej pracy to swoisty „backdoor”, gdzie najpierw pracujemy nad koncepcją, którą później wdrażamy. Praca fotografa nie kończy się na zrobieniu zdjęć, ale przy edycji materiału.

Marta: Osobna kwestia to praca biurowa. Komunikacja z klientami to duża część tego biznesu i zanim usiądziemy do tematu, musimy poznać potrzeby drugiej strony. Wbrew pozorom takie formalne dopinanie projektów zajmuje zaskakująco dużo czasu. Na szczęście lubimy to, co robimy i nawet dni, kiedy praca zajmuje nam zdecydowanie więcej przestrzeni niż standardowe 8 godzin dziennie, to jesteśmy otwarci i gotowi na to, co przyniosą kolejne dni.

Co i kto najbardziej inspiruje Was w pracy oraz życiu?

Filip: Podróże i inni ludzie. Poznawanie nowych kultur i osób, często z nie swojej „bańki” społecznej sprawia, że poszerzam swoje horyzonty. Łapię inspiracje, nowe pomysły, idee, to jest nieocenione. Dużo też daje mi oglądanie filmów i seriali, ale szczególnie skupiam się wtedy na pracy kamery, na świetle i zdjęciach.

Marta: Mnie oprócz tego, o czym wspomniał Filip, bardzo inspirują małe, proste rzeczy. Mam jakiś nieopisany talent wymyślania pomysłów na różne projekty i zdjęcia, kiedy jesteśmy w podróży samochodem i patrzę beztrosko przez okno czy podczas leśnych spacerów z psem. Wtedy oczyszczam głowę i jestem otwarta na nowe wyzwania. Zarówno w pracy, jak i w życiu.

Udaje się Wam odpoczywać od pracy?

Marta: Bardzo lubię pracować i nawet, jak jesteśmy na wakacjach, mam ochotę codziennie coś zrobić. Przy tworzeniu własnego projektu odpoczynek od niego jest trudny. I nie chodzi tu o ciągłe wrzucanie treści na social media, ale jak jesteś w pięknym miejscu, to chcesz zrobić zdjęcia, które możesz wykorzystać w pracy później. Jesteś w nieustannym procesie twórczym. Ale nie chcę na to narzekać, bo lubię to, co robię. Kto wie, może przyjdzie taki moment, że będę chciała mieć tydzień czasu na kompletne nic nierobienie. Ale nie teraz.

Filip: Pełny odpoczynek przychodzi nam z trudem, ale wiem, że w kreatywnej pracy ważne jest, aby głowa odpoczęła choć przez kilka godzin. Niech to będzie obejrzenie kilku odcinków ulubionego serialu na raz. Taki reset daje naprawdę dużo.

Marta: Od niedawna staramy się nie pracować w weekendy. Idąc na swoje, byliśmy przyzwyczajeni, że bardzo dużo z siebie dajemy, bo pracowaliśmy na 2 etaty. Najpierw praca od 8 do 16, powrót do domu, spacer z psem i po powrocie kolejne projekty, aż do wieczora. Taki rytm dnia trwał ponad rok i trudno było mi z niego wyjść. Za każdym razem, kiedy pracowałam tylko 8 godzin, włączało mi się w głowie myślenie, że coś jest nie tak, że powinnam więcej. Na szczęście ten etap minął. Teraz mamy czas na powolne poranki, śniadania, obiady. Inaczej układamy sobie pracę. Dni, kiedy dużo pracujemy przy komputerze, przeplatają się z tym, gdzie tego czasu przed monitorem spędzamy o wiele mniej. Odnajdujemy w tym większy balans.

Łatwo jest być ze sobą i pracować razem?

Marta: Powiedziałabym, że to jest trudne i na pewno nie jest to dobra opcja dla każdego. Dlatego mamy taką zasadę, że w ciągu tygodnia na spacery z psem chodzimy osobno. Podczas pracy w domu nie siadamy razem w jednym pomieszczeniu. Jedno pracuje w pokoju na górze, drugie przy stole w salonie. Cały czas uczymy się żyć ze sobą 24 godziny na dobę i staramy się dbać o to, aby każdy z nas miał swoją przestrzeń i swój czas tylko dla siebie.

Co każdy z Was robi w tym czasie „tylko dla siebie”?

Filip: Ja gram w squasha. Idealny sport na odmóżdżenie, nie ma czasu, żeby myśleć o czymkolwiek innym, jak o kolejnej piłce. Ostatnio wkręciłem się też w jazdę na rowerze i kiedy tylko pogoda pozwala, wychodzę z domu przewietrzyć głowę i zrobić coś dobrego dla siebie.

Marta: Ja chwytam się różnych rzeczy, trochę wszystkiego i trochę niczego. Uwielbiam jeździć na rolkach, wtedy czuję, że mogę wszystko! Z ulubioną muzyką w słuchawkach. Bardzo lubię rysować i malować, robię to dość rzadko, ale kiedy już usiądę, to nie można mnie oderwać. Czasami sięgam też po ukulele, oczywiście próbuję przy okazji gry śpiewać – różnie wychodzi, ale te wszystkie rzeczy są takie „moje” i lubię do nich wracać.

Wróćmy do Waszej wspólnej pasji, jaką są podróże. Co Wam dają podróże, za co je kochacie?

Filip: W pracy kreatywnej jest to bardzo ważny aspekt pod kątem poznawania nowych kultur, ludzi, miejsc. To jest bardzo inspirujące.

Top 3 Waszych podróżniczych kierunków, to…

Marta: Na liście naszych podróżniczych marzeń znajduje się Polinezja Francuska, Australia i Nowa Zelandia oraz Patagonia. A z miejsc, w których  byliśmy, najlepiej wspominamy podróże na Bali, do Nowego Jorku, Toskanii i Szwajcarii.

Z podróży przywieźliście sporo inspiracji, które wykorzystaliście we wnętrzu Waszego domu. Opowiedzcie o tym.

Filip: Mieszkając w naszym nowym domu czujemy się, jak na wakacjach i taka była idea przy projektowaniu i planowaniu wnętrza. Chcieliśmy, żeby było ono wielowymiarowe, żeby style mieszały się ze sobą, tworząc jednocześnie harmonię. Dlatego postawiliśmy na naturalne materiały: drewniane schody i deski w górnej części domu, drewniane meble, lniane obicia szaf, rattanowe dodatki czy kamienne blaty.

Marta: Zrobiliśmy to trochę po swojemu. Zależało nam, aby bezpieczną naturalność uzupełnić kolorowymi dodatkami kojarzącymi się nam z podróżami. Rude donice z terakoty niczym z ogrodów z Toskani. Rattanowe lampy, które mamy niemalże w każdym pomieszczeniu, tak bardzo przypominające nam Indonezję czy loftowe kaloryfery w sypialni i biurze, przywodzące na myśl Nowy Jork. Kolorowe świeczki, szklanki, wazony i lampy uzupełniają wnętrze i sprawiają, że czujemy się tutaj zdecydowanie jak na wakacjach. I o to nam chodziło.

Czy wraz z nowym domem pojawiły się w Waszym życiu nowe rytuały?

Marta: Zaczęliśmy gotować w domu. Każdy dzień zaczynamy od wspólnego, powolnego śniadania.

Co ostatnio lubicie gotować i jeść?

Filip: Moje popisowe danie to Spaghertii a’la puttanesca, czyli czosnek, pomidorki koktajlowe, anchois, oliwki i filety z tuńczyka. Niebo w gębie, najprostszy, zarazem  najsmaczniejszy przepis. Lubię też bowl z ryżem i warzywami w roli głównej z pieczarkami, papryką, cukinią, cieciorką, batatami, ryżem, awokado i tuńczykiem. Kolejny prosty, ale wartościowy posiłek! No i oczywiście popisowe Chilli sin Carne Marty – przepisu nie zdradzimy, ale jedzone z własnoręcznie zrobionymi kukurydzianymi plackami, smakuje wybornie! I jest idealne na spotkanie w mniejszym lub większym gronie bliskich osób.

Marta: Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że dania, które uwielbiamy jeść, to również kulinarne inspiracje z podróży. Spaghetti prosto z Włoch, Bowl z tuńczykiem i warzywami w nieco innej wersji przywieźliśmy z Bali, a Chilli sin Carne… No cóż, to znak, żeby dopisać do listy Meksyk i odwiedzić go szybciej niż później.

Co Was urzekło najbardziej w tym miejscu, że postanowiliście tu zamieszkać?

Filip: Zdecydowanie bliskość terenów zielonych. Nasz tryb życia pozwala na pracę zdalną, więc nie potrzebujemy mieć bardzo blisko centrum miasta, wręcz bardziej odpowiada nam fakt, że 5 minut od domu mamy piękne okolice na spacer z psem, rower czy rolki. No i oczywiście architektura osiedla, która jest nietuzinkowa i tak bardzo w naszym klimacie.

Marta: Nigdy nie obejrzeliśmy innego domu, innego osiedla niż to, na którym mieszkamy. To kliknęło od razu, to było zauroczenie od pierwszego wejrzenia. Wciąż tak czujemy i cenimy tutaj ciszę i spokój. To, że możemy otworzyć okno i być w ogrodzie cały dzień. Dla mnie to luksus, spełnienie największego marzenia w życiu o domu z ogródkiem.

Za co lubicie swój dom?

Filip: Za jego wakacyjny klimat.  Za to, że jest kilka różnych kącików, w których przyjemnie spędza się czas, a każde z tych miejsc ma inną specyfikę światła i położenia. Za wielkie okna, za południowe słońce, za jego ciepło!

Marta: Za to, że nie jest pusty i często odwiedzają nas bliscy. Lubię nas w roli gospodarzy, bo zawsze się wczuwamy i dajemy z siebie wszystko. Mam nadzieję, że nasz dom zawsze będzie taki otwarty.

Czujecie się szczęśliwi?

Filip: Ostatnio bardzo często zadaję to pytanie innym. Na ile czują się szczęśliwi w skali od 1 do 5? Jakbym miał sam użyć tej miary, to jest to mocna 4.

Marta: Zawsze mi w jakiś sferze życia czegoś brakowało, ale ostatnio sobie uświadomiłam, że mój poziom szczęścia to takie 4,8.

O autorkach artykułu:

 

Maja Musznicka i Magda Bałkowska – od 9 lat tworzą internetowy magazyn Milk & Sun, na łamach którego opowiadają historie o ludziach z pasją i pięknym życiem. Przedstawiają sylwetki osób, które cechuje miłość do swojej pracy, kreatywność, świadome i nowoczesne podejście do życia.

Przeczytaj inne artykuły