Przeczytasz w 3 min 14 lut 2023

Z perspektywy kół i nóg

tekst: Olga Drenda
Przeczytasz w 3 min

Ostatnie dwa lata przyniosły zmianę w moim sposobie podróżowania. Oprócz standardowych i sprawdzonych środków lokomocji, czyli przede wszystkim własnych nóg, kolei i roweru, zostałam pasażerką (na razie, ale jedynie na razie!) samochodu osobowego. Służy on przede wszystkim jako narzędzie wypraw w trudniej dostępne miejsca oraz do przewozu trojga kotów. Miałam długą przerwę w podróżach samochodem, co pozwoliło mi doświadczyć ich w sposób świeższy.

Pieszo i na rowerze

Nogi i rower dają największą swobodę. Zatrzymuję się gdzie i kiedy chcę, żeby zrobić zdjęcie. Mogę wejść tam, gdzie nie da się wjechać. Do tego chodzenie nic nie kosztuje, oczywiście poza wysiłkiem. O ile jednak nie idziemy lub nie jedziemy na taką wyprawę, gdzie trzeba poddać się drodze (trekking rowerowy lub pielgrzymka), trzeba brać pod uwagę powrót do domu czy dotarcie do pokoju, porę dnia, zmęczenie. Te są najbardziej owocne fotograficznie: podczas takich wypraw zgromadziłam materiał do „Wyrobów”.

Zagubiona autostrada

Jazda samochodem pozwala na chwilę skutecznie zapomnieć o wykluczeniu komunikacyjnym, nerwowym czekaniu na busik, tajemnicach nieistniejącego rozkładu czy liczeniu na życzliwość sąsiada. Ma jednak swój minus: nie można się zagapiać, szwędać. Odpowiedzialność za siebie i innych uczestników ruchu wymusza ergonomię podróży: planujemy trasę i raczej z niej nie zbaczamy. Szczególnie autostrada to wygoda, ale też monotonia. Dookoła krajobraz księżycowy albo jak z powieści Ballarda, czysty antropocen z nasypami, gabionami, ekranami akustycznymi i MOPami, i tak bez zmian przez długie kilometry. To nie łotrzykowska wyprawa „siódemką” jak z powieści Ziemowita Szczerka, nie sentymentalna podróż „gierkówką”, ani nie Ameryka z jej przydrożnymi osobliwościami w rodzaju największego na świecie pomnika wiewiórki. Być może doczekamy się i takich widoków w krajobrazie, w końcu autostrada to względnie nowe zjawisko. Przede wszystkim nie służy ona jednak do zwiedzania, zjeżdżania, rozglądania się; pozwala poczuć przyjemność z prędkości, ale to podróż nieubłaganie prowadząca z punktu A do B. Celem często jest ruina czy dawny ośrodek wypoczynkowy. Przywożę sporo zdjęć, ale raczej na jeden temat.

Wsiąść do pociągu…

Pociąg też prowadzi z punktu A do B – rzadko zdarza się, żeby podczas postoju pasażer mógł na chwilę wysiąść i rozejrzeć się choćby po stacji. Dostajemy jednak rekompensatę w postaci wglądu na zaplecze. Tereny fabryczne, nieużytki, gospodarstwa, podwórka widzimy tylko przez chwilę, jednak to karta VIP: możliwe, że zwyczajnie byłoby trudno tam wejść. Tam „fotografuję” tylko oczami, ale zapisuję miejsca, do których mogę wrócić przy innej okazji.

O autorce artykułu:

 

Olga Drenda – eseistka, dziennikarka i tłumaczka. Absolwentka etnologii i antropologii kultury na Uniwersytecie Jagiellońskim. Za książkę “Wyroby. Pomysłowość wokół nas” otrzymała Nagrodę Literacką Gdynia 2019 oraz nominację do Paszportów Polityki 2018. Publikowała m.in. w Polityce, The Guardian, Dwutygodniku, Gazecie Magnetofonowej, Herito. Od września 2022 jest stałą felietonistką Tygodnika Powszechnego. Twórczyni profilu Duchologia, na którym publikuje archiwalne wydawnictwa, reklamy, bibeloty i inne produkty kultury popularnej.

Przeczytaj inne artykuły