Przeczytasz w 5 min 04 sty 2024

Sylwia Chutnik: Oburzenie albo dobro

tekst: Sylwia Chutnik
Przeczytasz w 5 min

Dobrostan, osiędbanie, self care. Wzdycham głośno, ilekroć czytam o tym lub rozmawiam z koleżankami.

Tyle robisz – mówią z troska w głosie – odpoczywasz czasem? Hm, nawet, jeśli trochę udaje mi się odetchnąć, to zaraz włącza się „stresslaxing”, czyli stan, kiedy postanawiasz zadbać o siebie, ale zamiast się zdrzemnąć czy iść na basen, skupiasz się na wyrzutach sumienia, bo przecież nie pracujesz. I tak w kółko. Brzmi niczym sytuacja bez wyjścia. Zwłaszcza, kiedy masz nienormowany czas pracy i zawód kreatywny.

Codziennie dostajemy przecież tysiące złych wiadomości. I chociaż zwykle nie dotyczą nas bezpośrednio, to wpływają na samopoczucie. Wywołują skrajne emocje i spędzają sen z powiek. A może i sens.

Jako felietonistka powinnam być oburzona niemal cały czas. Wiadomo, że im wyższe tony, tym bardziej temat jest klikalny. Moralne wzmożenie, wysokie “C” oraz ogólny szok i niedowierzanie wylewają się wręcz z mediów, głównie społecznościowych. Mam doświadczenie w prowadzeniu swoich profili na Facebooku czy Instagramie i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że kiedy przywalę grubym tematem, to zaraz będą lajki. Tak to się kręci, a emocje niczym olej smarują trybiki machiny popularności.

Pytanie jednak nie powinno brzmieć: „olaboga, co z tym zrobić?”, tylko raczej: „ok, i co teraz?” Kiedy dołączyć do chóru oburzonych, a kiedy zająć się swoimi sprawami? Czy milczenie nie jest przyzwoleniem? Tylko jak tu mieć czas na opinię dotyczącej dosłownie każdej sprawy.

I trudne sprawy:  apel z linkiem do zbiórki – chore dziecko, zbieramy na najdroższy lek świata. Cztery ofiary śmiertelne wypadku samochodowego. Kryzys klimatyczny zabija kolejne gatunki zwierząt. A do tego pełno „bieżączki”: polityk znowu coś chlapnął, kolejna burza. Trzeba reagować, skomentować, podpisać petycję, oburzyć się. Jeszcze rano, a ja już cała chodzę. Chociaż siedzę w ciepłym domu, zdrowa i otoczona życzliwymi osobami, to czuję się, jakbym nosiła na barkach cały świat. Jakbym musiała rozwiązać jego wszystkie problemy.

Jak więc zdobyć pieniądze na leczenie dziecka, co zrobić, aby zmniejszyć niebezpieczeństwo na polskich drogach, w jaki sposób zatrzymać ekologiczną klęskę? Wierzę w siebie, ale przyznam, że nawet w najbardziej optymistyczny dzień nie mogłabym zagwarantować, że oto uporam się ze wszystkimi problemami. Mało tego: nie jest to moją rolą. Jakie uczucia pojawiają się we mnie, kiedy czytam i widzę skalę cierpienia? Przede wszystkim smutek. Złość. Frustrację wynikającą z niemocy. I pewność, że jutro, pojutrze znowu będę czuła to samo. I że moja opinia niewiele tu zmieni.

Są osoby, które nie śledzą doniesień medialnych. Nie oznacza to, że nie mają empatii i ciekawości. Dbają jednak o swoje nerwy i wiedzą, że niewiele zdziałają, aby uniknąć kolejnych wtop i awarii. Nie umiałabym jednak zupełnie odciąć się od otaczającego mnie świata. Po prostu mam wewnętrzny imperatyw działania na własną mikroskalę. To mój sposób na radzenie sobie z bezradnością.

Być może oparty częściowo na próbie zaradzenia dzięki chaotycznie wykonywanym ruchom, decyzjom i kaskadzie pomysłów. Działam zadaniowo: kiedy przyjaciółka zwierza mi się ze swojego problemu, to nie wystarczy mi tylko kręcić ze zrozumieniem głową, ale od razu szukam wyjścia z sytuacji. To denerwuje wiele osób, ale nie mogę przestać wynajdywać rozwiązań, każda informacja jest dla mnie wyzwaniem.

Dlatego też mając dostęp do miliona wiadomości, wiosłuję między nimi z lupą i notatnikiem. A może wymyślę szczepionkę na raka, a może rozwiążę problem spirali kredytów lub choćby obniżę stopę procentową? I żebym to ja jeszcze znała się na tych sprawach: a gdzie tam! Pojęcia nie ma o ekonomii, na medycynie znam się tylko wtedy, kiedy trzeba wziąć aspirynę, że o prawodawstwie nie wspomnę. Co ja tak naprawdę robię? Udaję przed sobą, że mam wpływ na rzeczywistość. Czy nie mam jednak trochę mocy sprawczych, które mogłyby w niewielkim chociaż stopniu poprawić sytuację?

Podpisuje więc niezliczone petycje, piszę listy otwarte i płomienne posty na Facebooku. Wypowiadam się w mediach i nie kryje oburzenia. Przekazuję pieniądze, zbieram rzeczy dla potrzebujących i staram się pomagać bezpośrednio. Wierzę w to, że nie wszystko stracone. Przyznaję, czasem robię to również ze względów wręcz egoistycznych: aby nie czuć tej obezwładniającej rozpaczy. Aby nie siedzieć z założonymi rękami kwękając, że „się nie da”. Aby nie uspokajać swojego sumienia krótkim „nic nie zmienię”. Aby chociaż trochę przyczynić się na rzecz zmiany.

W czasie spotkań autorskich lub w komentarzach ludzie pytają się mnie, w jaki sposób można działać społecznie. A może zapisać się do partii politycznej i tam starać się mieć wpływ na sytuację? Trudno mi wtedy jednoznacznie odpowiadać i doradzać, chociaż czuję się w obowiązku zareagować. Choćby po to, aby nie zostawić ludzi pełnych energii do zmiany. Sugeruję wolontariat, działanie w skali mikro (osiedle, wieś, najbliżsi sąsiedzi). Staram się przekonywać, że nawet najmniejszy ruch się liczy i nie trzeba od razu poświęcać całego czasu wolnego na działanie. To nie konkurs na najbardziej aktywną aktywistkę – tu się liczy choćby najmniejsza zmiana.

Sama siebie uspokajam, że nie mogę zrobić wszystkiego, czego bym chciała. Zwyczajnie nie starczy mi na to czasu. Liczy się jakość pomagania, a nie jego ogrom. Kiedy pod naszą wschodnią granicą umierają ludzie trudno jest przyjąć to do wiadomości. Odruchy serca i miłosierdzie są naturalna reakcją. Dobrze jest wtedy rozejrzeć się dookoła i zobaczyć, co można zrobić w najbliższym otoczeniu. Mówiąc wprost: „wyżyć się”, przenieść energie na innych potrzebujących.

I znowu kręcę się niczym chomik w kołowrotku. Bo przecież miałam robić nic, wreszcie zadbać o własną głowę. A tu znowu kombinuję, w jaki sposób „przydać się” innym. Może więc moim osobistym dobrostanem jest wizja, że chociaż trochę zbliżamy się do czynienia dobra innym? No wiecie, bez zbytniej egzaltacji, ale tak tyci tyci?

Główna ilustracja: Natalia Jura

Sylwia Chutnik – pisarka, publicystka, działaczka społeczna i wykładowczyni akademicka. Felietonistka ,,Polityki”, „Wysokich Obcasów” i  wielu portali internetowych. Laureatka nagród literackich i społecznych. Zasiada między innymi w Kapitule Nagrody im. Olgi Rok, Kapitule Obywatelskiej Naukowych Nagród “Polityki” oraz w Radzie Fundacji Feminoteka. Doktorat obroniła w Instytucie Kultury Polskiej UW.

Wokalistka punkowych zespołów. Prowadzi podcast Radio Sylwia.

Zdjęcie: Nowy Teatr

Przeczytaj inne artykuły