Przeczytasz w 5 min 03 sty 2024

Sylwia Chutnik: Przestań mnie zawstydzać

tekst: Sylwia Chutnik
Przeczytasz w 5 min

Ile razy na ulicy ktoś klepnął cię po tyłku? Gwizdał za tobą, zaczepiał, dotykał? Czy ktoś się przed tobą obnażył, proponował seks, głupio komentował wygląd?

Zadawałam takie pytania moim koleżankom i właściwie na każde z nich otrzymywałam odpowiedź twierdzącą. Niektóre osoby były wręcz zdziwione, że o to pytam. No pewnie, że kolesie zaczepiają na ulicy, temat odkrywczy raczej nie jest. Jednak nie o przemocy seksualnej chciałabym tu napisać, lecz o miejskiej i wirtualnej przestrzeni, w której my, kobiety, powinnyśmy czuć się bezpiecznie.

“Jednym z najważniejszych elementów miejskiego bezpieczeństwa jest poczucie własnej wartości”

Miasto rządzi się swoimi prawami i nie ma sensu narzekać, że jest w nim głośno, brudno i panuje przestępczość. Jednak od wielu lat podkreśla się na całym świecie dążenie do zachowania „sprawiedliwości przestrzennej”, a  zatem sytuacji, gdzie każda grupa społeczna może czuć się komfortowo i w pełni korzystać ze wspólnej przestrzeni.

Są więc zatem osoby z niepełnosprawnością ruchową i wieczny problem braku podjazdów, są seniorzy i brak ławek do odpoczywania. Są rodzice małych dzieci i wciąż za mało skwerów i placów zabaw, uchodźcy i migranci bez tłumaczenia ważniejszych informacji.  Jest też kwestia bezpieczeństwa. Wszyscy główkują, co by tu zrobić, aby mieszkańcy i mieszkanki z przyjemnością korzystali z uroków miasta. Policja i straż miejska szkolą kobiety z samoobrony, a aktywistki domagają się zaostrzenia kar za molestowanie. Deweloperzy zakładają kolejne kamery na strzeżonych osiedlach, a w autobusach znajdziemy numery telefonów interwencyjnych.

Tylko że to za mało. Jednym z najważniejszych elementów miejskiego bezpieczeństwa jest poczucie własnej wartości. Dla każdej z nas to jedyna szansa na bezpieczeństwo w miejskiej dżungli. Poczucie wewnętrznej siły, która nie musi oznaczać cwaniakowania i zuchwałości. To po prostu odpowiednia pozycja ciała, odpowiednie słowa i – jeśli trzeba – szybka ucieczka. Dla niektórych kobiet dobra jest nauka sztuk walki, dla innych budowanie poczucia własnej siły. Zawsze w pakiecie z odwagą. Kiedy piszę te słowa, od razu przypominam sobie różne zdarzenia.

Miejska poezja gniewu

Na przykład siedzę na ławce w parku i odpoczywam w centrum miasta. Przysiada się jakiś pan. Próbuje zagadać, wydaje się samotny i całkiem kulturalny. Z nudów podchwytuję zajmujący dialog o pogodzie. Pan widocznie czekał tylko na jakikolwiek kontakt, bo zaczyna wypytywać się o moje kolczyki. Czy mam na twarzy i czy w innych miejscach też. I o tatuaże zaczyna pytać. Czy mam je również tam. I tak dalej, stara śpiewka, którą słyszę od lat.

Zaczynają drżeć mi ręce i od razu chcę wstać z ławki. Desperacko przypominam sobie te wszystkie komiksy, w których dziewczyny załatwiają takich gości, jako on w sekundę. Zaczynam naprawdę panikować, ale nie przez tego oblecha, tylko przez samą siebie: że dziewczyna wychowana na feminizmie nie potrafi poradzić sobie w takiej sytuacji. Że natychmiast wchodzi w rolę grzecznej kobietki, która zgorszona odchodzi z każdej sytuacji ewidentnego przekroczenia granic.

Głęboki oddech. Znacie to? Zebranie sił, wyprostowanie pleców. Nagły spokój.

Zdejmuję okulary i powoli odwracam się do intruza, który rozkręcił się ze swoimi zaczepkami i nawet przybliża się w moją stronę. Zaczynam mówić. Wszystko to, co należy w takiej sytuacji powiedzieć, to, czego nigdy nie mogłyśmy mówić głośno, bo dziewczynki tak nie mówią.

Głos mi drży, cholera, muszę jeszcze poćwiczyć pewność siebie w sytuacjach stresowych. Ale brnę dalej i po jakimś czasie wstaję pewna z ławki i staję naprzeciw tego faceta. I mówię dalej. Och, jak ja bym tu sama siebie zacytowała, chociaż to przecież w złym stylu. Jak ja bym te wykwintne przekleństwa zapisała, te rady i porady dla obleśnych dziadów przytoczyła.

W każdym razie każda z nas trzyma na dnie serduszka takie słowa i drżyjcie wszyscy, którzy je kiedyś będziecie mieli nieszczęście usłyszeć. Jest to miejska poezja gniewu i niepodległości samej siebie w kontekście miliona osób chcących poniżyć, wykorzystać lub choćby  dokuczyć.

“Nie wiem, jak wy, ale milczeć nie zamierzam”

Podobnie jest w sieci. Doniesienia medialne stają się coraz bardziej natarczywe. Szczególnie jeśli ktoś lubi przy śniadaniu ogarniać internety i być na bieżąco od wczesnych godzin porannych. Że konflikt światowy, że klęska ekonomiczna, że bieda, głód i zgrzytanie zębów. Jak wiemy, wiadomości są tylko złe. Jeśli dotyczą czegoś innego, to tylko w kontekście absurdu typu kronika towarzyska.

Nie dziwne, że ludzie powoli impregnowali się na tragedie i niewiele potrafi ich ruszyć. Sto osób zginęło w pożarze: phi. Przecież wczoraj tysiąc osób zginęło w Afryce. Rozbił się samolot, nikt nie przeżył. E tam, nudy, włączę sobie tańczącego kotka na You Tube. Nie wiem sama, czy to znieczulenie, czy po prostu zdrowa oznaka niepopadania w paranoję. Podobnie jest z przemocą w sieci i hejtem.

Kiedy jestem pytana o to, jak sobie z tym radzę, odpowiadam, że radzić sobie z tym nie ma jak, ale po latach człowiek potrafi powrócić do równowagi. Tylko jakim kosztem.

Według Europejskiego Lobby Kobiet (największej w Europie sieci kobiecych organizacji) w 2017 roku kobiety były 27 razy częściej niż mężczyźni narażone na nękanie w sieci i w mediach społecznościowych. Problem dotyka 73% kobiet na całym świecie, a statystyki rosną i sześć lat później są coraz bardziej niepokojące.

Telewizja Arte zrealizowała jakiś czas temu dokument „#szmata. Mizoginia w Internecie”, w którym wypowiadają się osoby z różnych krajów doświadczone cyberprzemocą i które korzystają z różnych kanałów mediów społecznościowych. Opowiadają o zaszczuciu, depresji i zaniżaniu własnej wartości. Podkreślają też, że wszystkie to ataki na nie mają tylko jeden cel: zawstydzić, poniżyć i zmusić do milczenia.

Nie wiem, jak wy, ale milczeć nie zamierzam. Nie mam siły wrzeszczeć na każdy internetowy hejt tak, jak zrobiłam to w realu, kiedy obcy facet zaczepiał mnie w parku. Uważam, że należy się nam wszystkim wsparcie i wspólne dbanie o to, aby mowa nienawiści nie pojawiała się z taką częstotliwością.

Dlatego też cieszę się z powstania #NoShameCoalition, w której mówi się o zdecydowanej walce z zawstydzaniem kobiet ze względu na wygląd, wiek czy życiowe wybory. Zachęca się  polskie media do dołączenia do kampanii oraz zaprzestania publikowania zawstydzających treści. Nie chodzi tylko o wnikliwe moderowanie komentarzy, ale i o zaprzestanie prowokowania do hejtu poprzez zamieszczanie szczujących artykułów. Wiadomo, że to one klikają się najlepiej, a liczba wejść na stronę to rzecz dla wielu redakcji ważniejsza niż kwestie merytoryczne.

Mimo wszystko to od nas wszystkich – nie tylko indywidualnych autorek treści – zależy, w jaki sposób będziemy ograniczać molestowanie i poniżanie. Być może od przestrzeni wirtualnej zacznie się zmiana?

Sylwia Chutnik – pisarka, publicystka, działaczka społeczna i wykładowczyni akademicka. Felietonistka ,,Polityki”, „Wysokich Obcasów” i  wielu portali internetowych. Laureatka nagród literackich i społecznych. Zasiada między innymi w Kapitule Nagrody im. Olgi Rok, Kapitule Obywatelskiej Naukowych Nagród “Polityki” oraz w Radzie Fundacji Feminoteka. Doktorat obroniła w Instytucie Kultury Polskiej UW.

Wokalistka punkowych zespołów. Prowadzi podcast Radio Sylwia.

Zdjęcie: Nowy Teatr

Przeczytaj inne artykuły