Przeczytasz w 4 min 07 mar 2024

Sylwia Chutnik: Siostrzeństwo mimo wszystko

tekst: Sylwia Chutnik
Przeczytasz w 4 min

To jest film obowiązkowy. Jak ktoś go nie zna, to ja nie wiem, co ten ktoś ogląda. Bo chyba nic ważnego. A jak ktoś nie lubi, to ja bardzo proszę przełączyć się na opery mydlane i sobie je śledzić przez całą dobę, na zdrowie. „Thelma i Luise” Riddleya Scotta z kultuowymi rolami Geeny Davis i Susan Sarandon to podstawa korepetycji z siostrzeństwa, czyli solidarnego wspierania innych kobiet.

Od pierwszej sceny do ostatniej – najważniejsza jest przyjaciółka. Niezależnie od tego, czy popełni błąd i na przykład prześpi się z niewłaściwym facetem. Mimo że znowu wplącze się w kłopoty. Należy pomóc, to jak stary etos trzymania sztamy z całą grupą: w sytuacji awaryjnej się nie zostawia.

Żeby to tak w życiu było naprawdę, wzdycham sobie pod nosem. Żeby te korepetycje z “Thelmy i Luise” coś dały. Niestety, zbyt często docierają do nas opowieści o nielojalności kobiecej i podkopywaniu się bez skrupułów. Najbardziej dziwi, a zarazem rani, sytuacja, gdzie jakiejś kobiecie udało się osiągnąć nasze wymarzone szczyty. Objęła stanowisko kierownicze, otworzyła firmę, która przynosi szybkie zyski, dostała się do parlamentu. Oczekujemy od niej pomocy innym kobietom, a przynajmniej życzliwości skierowanej w ich stronę.

Zwykle jednak zaczyna się bezpardonowa walka o stołek, o zachowanie swojej pozycji. Mnie nikt nie pomagał, to i ja nikomu nie podam ręki. Taka zasada jest efektem niepewności i poczucia „tymczasowości” w miejscu, do którego się dotarło. No tak, lepiej się nie wychylać, tylko nagrabić ile się da, bo zaraz odkryją, że jestem kobietą i mnie wyrzucą. To co ja będę wspierać inne baby – po co? Żeby mnie podsiadły na stołku? Nie ma głupich, pruję dalej w awansach i za siebie się nie oglądam.

Patrzę czasem zdziwiona na takie osoby, które z zaciśniętymi ustami zwalniają koleżanki, bo te miały czelność zajść w ciążę. Szefowa też ma dwójkę dzieci, no ale „jej nikt nie pomagał, więc i ona nie będzie mieć sentymentów.” A przecież tu już nawet nie o solidarność (pamiętacie takie słowo?) chodzi tylko o zwykłe człowieczeństwo. I kodeks pracy, który traktowany jest bardzo wybiórczo. Ale nie dziwmy się: patriarchat łupie bez oglądania się na inne osoby. Grupy marginalizowane zaczynają same siebie dyskryminować, tak to działa.

Marzy mi się więc puszczanie na szkoleniach w firmach filmu o Thelmie i jej koleżance. Wtedy może zamiast zawiści i poszeptów za plecami zaczęłoby obowiązywać muszkieterowskie „jedna za wszystkie, wszystkie za jedną”. Zamiast oceniania – pomoc wzajemna niezależnie od pory dnia czy nocy. Ach, marzenia. Ale nie tylko o rynek pracy mi chodzi, bo przecież takie siostrzeństwo przydałoby się i w każdym innym aspekcie życia.

Na przykład w macierzyństwie. Bo skąd ta paranoja w nieustającym konkursie na najlepszą matkę świata, skąd to ocenianie? Która co ugotowała, która gdzie zapisała na zajęcia dodatkowe. Co uszyła, co kupiła, co załatwiła. Poszczególne sprawności zdobywane w macierzyństwie stają się od razu konkurencjami, które należy bezapelacyjnie wygrać. Nawet anonimowo, na przykład w mediach społecznościowych: prawdziwy festiwal jadu i krytyki wobec innych. Nie zawsze, oczywiście, ale jak już jedna zacznie to się dołącza cały chór matek. „Co robić, dziecko złamało rączkę na spacerze, ma gips i jest teraz problem z ubieraniem”. Na to pierwsze komentarze: „a gdzieś ty była, jak ono rękę łamało? Nie upilnowałaś, to się teraz pogimnastykuj przy ubieraniu”. Dołączają się inne, mają różne scenariusze całej sprawy. A że pewnie matka gazetę czytała albo plotkowała i dziecko spadło. Tragedia, dobrze, że nie na śmierć spadło i że policja do matki nie przyjechała. Wylewa się jad z klawiatury i brudzi wszystkich dookoła.

Dobrze, że jest jednak wiele osób, które wspierają: czy to wirtualnie, czy to przy piaskownicy. Dzięki temu siostrzeństwo to nie jakieś wzdychanie do nierealnego wzorca.

Może obejrzymy sobie jeszcze raz przygody dwóch odważnych amerykanek, które próbują wybić się ze swojego życia. Różne rzeczy spotykają je po drodze, popełniają błędy, ale zawsze się wspierają.  Nawet w końcowej scenie, kiedy nie pozostaje im nic innego, jak tylko położyć nogę na gazie i wjechać w przepaść. Ale razem, trzymając się za ręce. Przepaść to chyba dobra metafora na bycie kobietą w tym kraju, tak swoją drogą. W każdym razie to się da zrobić. Wspierać się mimo wszystko.

Główna ilustracja: Aleksandra Szmida

Sylwia Chutnik – pisarka, publicystka, działaczka społeczna i wykładowczyni akademicka. Felietonistka ,,Polityki”, „Wysokich Obcasów” i  wielu portali internetowych. Laureatka nagród literackich i społecznych. Zasiada między innymi w Kapitule Nagrody im. Olgi Rok, Kapitule Obywatelskiej Naukowych Nagród “Polityki” oraz w Radzie Fundacji Feminoteka. Doktorat obroniła w Instytucie Kultury Polskiej UW.

Wokalistka punkowych zespołów. Prowadzi podcast Radio Sylwia.

Zdjęcie: Nowy Teatr

Przeczytaj inne artykuły