Przeczytasz w 5 min 07 mar 2024

Karolina Sulej: Pajęczyce

tekst: Karolina Sulej
Przeczytasz w 5 min

Dzień Kobiet. Można powiedzieć: Dzień kobiet powinien być każdego dnia. Można też: to komunistyczne święto od rajstop i goździków! Można kupić tulipana dla dziewczyny i nie myśleć w ogóle nic. Można iść na feministyczną manifestację. Można założyć T-shirt girl power.

Nic nie trzeba, bo to święto wolności – do bycia jakąkolwiek kobietą się chce. To święto intersekcjonalne czyli w poprzek podziałów między kobietami i feminizmami. Każda się w tym święcie mieści – każda i każdx, kto identyfikuje się jako kobieta, z kobiecym doświadczeniem, kto tak siebie przeżywa. Ponieważ często nie są to przeżycia łatwe, dobrze, że jest dzień w roku, który przypomina nam, żeby w codziennej gonitwie zatrzymać się i symbolicznie – bądź zupełnie realnie – podać sobie ręce, przytulić się, powiedzieć sobie komplement, pogłaskać się po głowie, pogratulować i ucieszyć się zwyczajnie z kobiecego losu.

To też dobry moment, aby w tym wzmocnieniu, w tym kręgu przypomnieć światu o sprawach do załatwienia w kwestii praw kobiet, które są każdego dnia, wciąż i wciąż boleśnie aktualne. Prawa reprodukcyjne. Nasze bezpieczeństwo od przemocy i przemocy seksualnej. Walka z dominacją jedynego słusznego typu urody. Edukacja seksualna. Opieka psychologiczna dla nastolatek. Zrównanie zarobków mężczyzn i kobiet na tych samych stanowiskach. Parytety w polityce i biznesie. Wyrównane szanse dla chłopców i dziewczynek we wszystkich dziedzinach nauki. Wynagradzanie niewidzialnej pracy kobiet. Walka z „syndromem oszustki”. Prawo do niezależności ekonomicznej. Siostrzeństwo jako możliwość, nie slogan. Lista się nie kończy.

Dzień Kobiet i zresztą cały marzec, określany w krajach anglojęzycznych jako Women’s History Awerness Month to okazja, żeby porozmawiać o współczesnych problemach i szansach dla kobiet oraz o przeszłości, z której wychodzimy. Kim są nasze przodkinie? Jakie mamy bohaterki? Skąd czerpać siłę i inspirację? Co już udało nam się osiągnąć, a gdzie kierować wysiłki w pierwszej kolejności?

Feminizm to piękne pojęcie, w którym chodzi o walkę o prawa człowieka dla człowieka-kobiety oraz o jak najbardziej sprawiedliwe i włączające posługiwanie się kategorią „kobiecości” w kulturze. Na co dzień wiele jest jednak niesnasek, odmiennych poglądów czy sposobów na realizacje tych postulatów między grupami feministycznymi i queer – także w Polsce.

Jest mi z tego powodu ogromnie smutno – chciałabym, żebyśmy szły ławą, mimo różnic między nami, bo inaczej będziemy tylko replikować patriarchalny wzorzec, z którym chcemy się mierzyć. Ufam, że w ogniu walk, które nas w Polsce wciąż dotyczą i nas czekają, w końcu te różnice się wytopią w jakiś wspólny oręż. Nawet teraz, kiedy napisałam to zdanie pomyślałam, że użyłam bardzo marsowej (nomen omen – marzec przecież od boga Marsa, faceta!) metafory. Może więc lepiej powiedzieć – na każdy wzór w tym splocie naszych interesów znajdzie się miejsce, bo przecież spod naszych palców mają wyjść nowe, fajniejsze struktury.

Małgorzata Markiewicz, artystka, która w swoich pracach często posługuje się tkaniną, zrobiła kilka lat temu niesamowicie wymowną pracę, którą zatytułowała „Meduza”. Wzięła na warsztat mit o pięknej nimfie, którą zazdrosna bogini Atena zmieniła w istotę spojrzeniem obracającą innych w kamień. Jej imię tłumaczy się jako „Władnąca” – i taka też jest szydełkowa postać Markiewicz; to przeciwieństwo męskiego pomnika: twardego, stałego, oddzielonego, nieruchomego. To wyraz uwolnionej kobiecej energii, sprawczości, która rozrasta się, obrasta świat, bierze go w posiadanie energią miękkiego naporu. Materiały użyte do pracy pochodzą w znacznej większości z natury: mocno drapiąca owcza wełna, biała, szara i czarna, następnie len, konopie oraz sizal. Utkana twarz rzeźby przywodzi na myśl feministki z kolektywu Pussy Riot i zamaskowane demonstrantki ze Strajku Kobiet.

Bardzo lubię też inną pracę Markiewicz, koronkową sukienkę “Pajęczyca”, która powstała na bazie jej prywatnej domowej mitologii i plemiennych mitów, z którymi się identyfikuje. Małgosia przywołuje wierzenia rdzennego amerykańskiego plemienia Hopi, gdzie Babka Pająk była stworzycielką świata, źródłem wszelkiej materii, a jej pajęczyna – strukturą świata. W świecie dzieciństwa artystki z kolei taką demiurżką była tak zwana Babcia Pająk. Choć zmarła, kiedy wnuczka miała zaledwie roczek, zostawiła po sobie szydełkowane i haftowane obrusy, tkaniny i koronkowy gorset. Dziś też wszystkie możemy oglądać Panią Pajęczycę w filmie z uniwersum Marvela – Madame Webb. Może i nie jest najlepiej napisana, a i filmowi daleko do wybitności, ale jego pojawienie się jest kolejną próbą uzupełniania kanonu superbohaterów o brakujące bohaterki i kobiece popkulturowe mitologie.

Ja w Dzień Kobiet szczególnie też myślę o drogich mi kobietach i ich sprawach do załatwienia. Też miałam taką „pajęczą” babcię, która kochała materię, szycie, gotowanie i miałam wrażenie, że to taka czarodziejka jak te kobiety z Schulza, alchemiczki z Ulicy Krokodyli. Myślę w ten dzień, o czym ona marzyła. Myślę o innych kobietach w moim życiu, których już nie ma. Ten dzień to dla mnie taka przypominajka. Także o tych kobietach, które jak najbardziej żyją, są i wciąż mogę jakoś im się przydać.

Myślę o tym, co każdej z nich potrzeba i co ja mogę zrobić, żeby im trochę bardziej „siostrzyć”, bo czasem – nawet jako przyjaciółka – mam wrażenie, że o tym zapominam. Nie, no, dobra – to nie wrażenie – zapominam po prostu. Zbyt często.

A tak jak zawsze, zanim zaczniemy zmieniać cały świat z przyległościami, chyba najlepiej zacząć od swojej okolicy. Dzień Kobiet to dzień wielkiej rodziny kobiet na całym globie, ale też dzień najbliższych nam kobiet, naszych osobistych herstorii. To okazja, żeby ze sobą pogadać na tym właśnie poziomie doświadczenia – bycia kobietą. Każda to robi inaczej, a więc jest szansa, że pomoc przy twoim problemie, który widzisz jako nierozwiązywalny, jest u którejś z kobiet wokół ciebie i jest szansa, że ty jesteś pomocna dla którejś ze swoich bliskich.

Czasem trudno nam prosić o pomoc. Czasem trudno zauważać, że jej potrzebujemy. Dzień Kobiet to dobra okazja, żeby przypomnieć sobie, jak ważne jest tkanie sieci, poleganie na nich – jesteśmy Pajęczycami – tkamy z siebie, ale żadna z nas sama nie utka sieci wystarczająco rozległej. Jeśli nie zaufamy sobie nawzajem to zawsze będzie łatwo nas podzielić, skonfliktować, porwać nasze więzi. Musimy stworzyć sieć wsparcia, której nie da się rozerwać. Ta sieć się nie uda, jeśli będziemy punktować sobie różnice między nami, zamiast wypatrywać co mocniejszych nici.

Dlatego interesujmy się sobą. Sobą, czyli nami samymi – ale nie na poziomie obsesyjnego perfekcjonizmu, bycia prymuską w każdej wymyślonej dla nas konkurencji, ale w znaczeniu poznania siebie, bycia w kontakcie ze swoimi emocjami i granicami.

Interesujmy się sobą nawzajem. Nie tylko tymi, które są podobne do nas, mają takie same poglądy, obyczajowość, pozycję, styl. Jeśli będziemy siebie ciekawe, będziemy wychodzić z pozycji życzliwości, jeśli nie będziemy się obawiać siebie nawzajem i zamiast gonić za kolejnym wyprodukowanym ideałem urody i cnót, a włożymy tę energię w pomaganie sobie, jak która tylko potrafi – to jest szansa, że Dzień Kobiet stanie się nowym, radosnym świętem: dniem, w którym upadł patriarchat. Czego wszystkim osobom męskim, kobiecym i wszystkim tym, którzy się w tym podziale nie mieszczą – najserdeczniej życzę.

I jeszcze małe post scriptum do tych życzeń: Wiecie, Dzień Kobiet nie zakłada, że chcemy utrzymania binarnego podziału na kobiety z Wenus i mężczyzn z Marsa. Nie, nie – kobiece światy nie obawiają się żadnego spektrum, żadnej płynności, żadnego zmieszania. Niesiemy energię przepływu. Już podmywa Mordor.

Karolina Sulej – pisarka, gamewriterka, podcasterka, kuratorka. Autorka takich książek jak „Rzeczy osobiste” oraz „Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm”. Doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej.

Posiadaczka trzech kotów.

Przeczytaj inne artykuły