Przeczytasz w 7 min 12 lip 2023

Mariusz Ryciak: Konsumenci chętniej wybierają firmy, które robią coś dla świata i ludzi

tekst: Sara
Mariusz Ryciak
Przeczytasz w 7 min

– Uważam, że marki weszły tak mocno w nasze życie, że stały się jego nieodłącznym elementem. Tak jak przyjaciele, rodzina, znajomi. Jednym ufamy, drugim nie, jednych lubimy, innych nie do końca. Z niektórymi poszlibyśmy „konie kraść”, a do innych mamy dystans i chłodne podejście. Marki powinny dbać o to, by będąc takim elementem życia, tworzyć relacje oparte na zaufaniu, szacunku, sympatii, a na końcu miłości – mówi Mariusz Ryciak, Dyrektor Marketingu Answear.com.

Żyjemy w czasach, w których mamy szerokie możliwości kreowania własnego stylu życia. Co inspiruje cię najbardziej zawodowo i prywatnie?

Możliwości do kreowania własnego stylu życia jest wiele. Dla mnie styl życia, tzw. lifestyle, to dość głębokie określenie. Składa się na niego to, kim jestem jako człowiek, co z tym robię, jakie mam pasje, jakie wartości wyznaję, jak się ubieram, co jem, gdzie chodzę, w jakim towarzystwie się obracam. Trudno więc byłoby mi wskazać jedno źródło inspiracji na wszystkich wspomnianych polach.

Kto cię inspiruje?

Ludzie niebanalni, którzy poza byciem sławnym czy bogatym, robią coś dla świata, mają pasje i wiodą świadome życie. Takim człowiekiem jest na pewno Vishen Lakhiani – założyciel i twarz portalu MindValley, który oferuje wysokiej jakości szkolenia dla ludzi, chcących iść w kierunku rozwoju osobistego. Inspiruje mnie jego postawa, wyznawane wartości oraz to, że jest tym co mówi i robi. Podziwiam, że stworzył biznes, jednocześnie pomagając ludziom na całym świecie i zarabiając kwoty ośmiocyfrowe.

Inspirują mnie autorzy ciekawych książek z zakresu samorozwoju. Teorie, które prezentują zmieniają życie ludzi i dają naszym codziennym doświadczeniom i postrzeganiu świata nową jakość. Do takich autorów należą m.in. Joe Dispenza, dr Frank Kinslow, czy David R. Hawkins. Jeśli chodzi o marketing, który wypełnia całe moje zawodowe życie, podziwiam Simona Sinek’a. Swoimi książkami wprowadził do marketingu i leadershipu nową jakość.

Podziwiam też zwykłych ludzi, którzy dzięki swojej pracy są w stanie przekraczać granice, które do niedawna były uważane za nie do przekroczenia. Mówię tu głównie o tym, co możemy zrobić z naszym ciałem, do jakich ekstremalnych osiągnięć jesteśmy zdolni, jeśli poznamy jego możliwości i włożymy w to odpowiednio dużo pracy.

W branży działasz ponad 20 lat, marketing znasz zarówno od jego jasnych, jak i ciemnych stron. Zresztą, poświęciłeś temu książkę „MarkETHIC”. Jak opisałbyś założenia MarkETHIC i czy ma on szansę stać się normą w branży?

Napisałem tę książkę z poczucia misji. Jako marketer czuję się w pewnym stopniu odpowiedzialny za kreowanie postaw ludzkich, bo wysyłamy do ludzi różne komunikaty – głównie namawiające do konsumpcji. Tu właśnie rodzi się problem. Konsumpcja jest bowiem już tak napompowana, że zaczynamy widzieć negatywne skutki, takie jak marnotrawienie żywności, stosy elektrośmieci, miliony ton plastiku w morzach i na wysypiskach czy wyzysk pracowników w Azji. To przecież marketingowcy wymyślili, że fajnie będzie zapakować dwa pomidory na styropianową tackę i zawinąć je folią. Mimo tego, że po przyjściu do domu zdejmujemy plastik i wyrzucamy. Dlatego teraz “toniemy” w plastiku.

Taką naszą postawę, która miała po prostu „ułatwić życie” i sprawić by było przyjemniejsze, wykreowali marketingowcy. Czas ją zmienić w działanie z pozytywnymi skutkami dla społeczeństwa i planety. Czas na więcej mądrego marketingu. Etyka jest dziś ważna. Większość konsumentów opowiada się za tym, by firmy prezentowały swoją postawą jakieś wartości, a nie tylko sprzedawały produkty czy usługi. Wydaje mi się, że MarkEthic może i nie stanie się normą w branży, ale da marketerom do myślenia. Specjaliści, którzy będą zgodnie z nim działali, finalnie na tym skorzystają. Konsumenci chętniej wybierają firmy, które robią coś dla świata i ludzi oraz prezentują postawę uczciwą i transparentną.

Marketing jest bardzo dynamiczną i szybko zmieniającą się branżą. Możesz opowiedzieć o swojej najciekawszej, najbardziej ekscytującej podróży marketingowej?

To prawda, branża marketingowa zmienia się bardzo dynamicznie. Ale głównie dlatego, że marketing reaguje na postawy społeczne, a one zmieniają się dość często. Głównie pod wpływem kryzysów. Ale nie tylko, bo obecnie marketing rozwija się bardzo dynamicznie, a wpływ ma na to rozwój szeroko pojętej technologii. I to jest chyba to co mnie „kręci” najbardziej; nowinki technologiczne w służbie marketingu. Całkiem niedawno był to rozwój wirtualnej rzeczywistości i Augmented Reality, która wprowadza marki do wirtualnego świata. Teraz jest to Sztuczna Inteligencja (AI).

Jak podchodzisz do fenomenu wykorzystania AI w codziennych zajęciach?

Odkąd usłyszałem o ChatGPT i Midjourney nieustannie mnie fascynuje i zadziwia. Owszem, coraz częściej mówi się o AI z pewną dozą strachu, o tym jak to wpłynie na nasze życie. Ale ja się tego nie boję. Tak jak każda zmiana, ta również musi być wykorzystana przez ludzi mądrze. Trzeba się dostosować i wyciągnąć korzyści dla siebie, czyli wziąć co najlepsze, a nie bojkotować. Jak pojawił się Uber, taksówkarze zaczęli się buntować, podburzać opinię publiczną i nawoływać rządy do zdelegalizowania tego projektu. Uber jednak nie zniknął, a co więcej zaczął dominować na rynku. Niektórzy nauczyli się funkcjonować w nowej rzeczywistości. Stworzyli własne aplikacje do zamawiania, dostosowali ceny do rynku, szukali sposobów na bycie konkurencyjnym w myśl zasady: “dostosuj się albo zgiń”. I taki sam potencjał widzę w AI. To dla nas szansa, a nie zagrożenie.

Co Cię w AI najbardziej ekscytuje?

Działania, które w swojej książce nazwałem Notvertising. Taka reklama, bez reklamy. Działania marek na rzecz jakiejś idei, akcji, czy po prostu storytelling, który albo edukuje, albo daje rozrywkę, albo skłania do refleksji. Nie ma w tym celowej reklamy, ale jest potrzeba zabrania głosu w jakiejś sprawie. Marka prezentuje się, ale w bardzo subtelny sposób. Nie chodzi jej o reklamę, ale mimo wszystko ją dostaje. Bo udział marki w takim przedsięwzięciu jest zauważony i doceniony. O to przecież chodzi marketerom – żeby konsument ich zauważył i się do marki przekonał. Można to robić na różne sposoby. Dla mnie Notvertising jest mocnym narzędziem, które buduje szacunek i przywiązanie do brandu.

Współcześnie bardzo dużo mówi się o dialogu marek z konsumentami, o kreowaniu „love brandów” poprzez budowanie relacji. Czy mógłbyś opowiedzieć o swoich odczuciach i podejściu do budowania „love brandów”?

“Love Brandu” nie da się zbudować według jakiegoś tajemniczego wzoru. To długa i przemyślana praca, ale nie kalkulowana na zimno. Nie ma tutaj wyrachowania, jest prawda i szczerość. Konsument zauważy to i doceni. “Love brand” można zbudować na bazie wyjątkowego produktu – takim przykładem jest Apple, lub w oparciu o filozofię firmy i działania bazujące na wartościach, które firma wyznaje. Tu świetnym przykładem jest Patagonia.

Od czego zacząć budowanie “love brandów”?

Od tzw. Brand Purpose – marka powinna wiedzieć nie tylko CO robi i JAK, ale i DLACZEGO. Ostatnie pytanie odzwierciedla wyznawane wartości marki oraz pomysł na bycie czymś więcej niż tylko maszynką do zarabiania pieniędzy. Potem ten Purpose należy wdrożyć w życie i spowodować, że uwierzą w niego na początku pracownicy, a finalnie i konsumenci. Czyli w miejsce storytellingu, który był modny jeszcze parę lat temu, przechodzimy do storydoingu. Robimy, a nie tylko gadamy.

Uważam, że marki weszły tak mocno w nasze życie, że stały się jego nieodłącznym elementem. Tak jak przyjaciele, rodzina, znajomi. Jednym ufamy, drugim nie, jednych lubimy, innych nie do końca. Z niektórymi poszlibyśmy „konie kraść”, a do innych mamy dystans i chłodne podejście. Marki powinny dbać o to, by będąc takim elementem życia, tworzyć relacje oparte na zaufaniu, szacunku, sympatii, a na końcu miłości. No i mamy wtedy Love Brand.

Po pracy zajmujesz się różnymi rzeczami. Piszesz książki, podróżujesz, interesujesz się fizyką kwantową, muzyką, kuchniami świata. Czy możesz zdradzić swój przepis na efektywny work-life balance?

Faktycznie, nie mogę usiedzieć na miejscu (śmiech). Nie wyobrażam sobie innego życia. Lista moich poza pracowych zajęć jest znacznie dłuższa. I ja to uwielbiam. Kocham uczyć się nowych rzeczy. Ostatnio kupiłem ręcznie robionego Hang Drum’a i uczę się na nim grać. W moim pokoju stoi perkusja elektroniczna. Robię sesje fotograficzne jedzenia, kręcę teledyski ze ślubów, gram w padla, zimą latam w Alpy na snowboard. Fascynuje mnie wpływ fizyki kwantowej na nasze życie i wykorzystanie jej zasad do kreowania rzeczywistości, na jaką chcemy. Zresztą przygotowuje z tego kurs online.

W Hiszpanii, starając się dostosować do lokalnej kultury, kultywowałem krótkie drzemki w ciągu dnia w ramach siesty. Coś w tym jest. Bardzo regeneruje organizm i daje nowe siły na drugą połowę dnia. Nie używam też żadnych tajemniczych metod planowania. Choć jestem dość poukładany przy tej swojej artystycznej naturze. Rozwiązanie zawsze jest w głowie. Chodzi o świadome podejście do tego co się robi, jak się żyje. Nie lubię marnowania czasu na konsumpcję. Wolę tworzyć.

Nie jestem jednak aż takim ortodoksem, że rezygnuję z oglądania np. seriali. Muszę się przyznać, że kilka lat temu byłem ich wrogiem. Twierdziłem, że strasznie pożerają czas. I tak faktycznie jest. Ale potem przyszedł moment w moim życiu, kiedy musiałem spędzić kilka dni w szpitalu, a potem kilkanaście tygodni w domu. I wtedy wpadłem. Zacząłem oglądać “Grę o Tron” i złapałem bakcyla. Uważam zresztą, że jakość niektórych seriali jest tak porażająco dobra, że warto na nie poświęcić kilka godzin w tygodniu, przy okazji odrywając się od tych wszystkich „muszę”, „powinienem”, „nie mogę”.

Jakimi zasadami w ciągu dnia się kierujesz?

Co rano mam swoje rytuały. Najpierw gimnastyka – to może być joga lub ćwiczenia kalisteniczne. Potem medytacja. Na koniec zimny prysznic. Staram się coś przeczytać co rano – choćby 10 kartek. I coś napisać, np. jeden rozdział kolejnej książki. Ale wcześniej, nim się na dobre wybudzę, korzystam z jednej unikalnej chwili w ciągu dnia, kiedy jesteśmy jeszcze w stanie alfa, który jest między snem a jawą. Ten stan pozwala programować podświadomość. I to jest czas na afirmacje i budowanie dobrostanu emocjonalnego. Taki start daje zupełnie inną jakość energii na dalsza część dnia.

Jest takie powiedzenie: “nie masz czasu, weź sobie jakieś kolejne zajęcie”. Myślę więc, co by tu jeszcze sobie dobrać do wachlarza moich pasji, bo przecież wciąż mam na to czas. Po więcej rad zapraszam do lektury książki „50 życiowych lekcji od 50-latka dla wszystkich, którzy nie chcą tracić aż tyle czasu na ich znalezienie”. Właśnie ją kończę i myślę, że z początkiem 2024 roku będzie można ją kupić na platformie Empik i Amazon.pl.

 

Przeczytaj inne artykuły