Przeczytasz w 6 min 21 gru 2023

Magdalena Zalejska: Różnorodność jest piękna

tekst: Sara
Przeczytasz w 6 min

– Chciałabym żyć w świecie, w którym szanujemy odmienność innych ludzi. Różnorodność to piękno, które warto podkreślać m.in. poprzez modę nie tylko pojedynczymi projektami, ale działaniami marek, dla których to część DNA – mówi modelka Magdalena „Apolonka” Zalejska.

Sara Przepióra: Przygodę z modelingiem zaczęłaś w wieku 15 lat od pracy jako modelka w „rozmiarze 0”. Przeprowadziłaś się do Wielkiej Brytanii, zmieniłaś otoczenie i trafiłaś do branży, w której ocenianie kobiecego ciała to codzienność. Jak wspominasz początki kariery?

Magdalena Zalejska: Nie będę ukrywać, początki były trudne. Musiałam dopasować się do nowego środowiska, które diametralnie różniło się od znanej mi dotąd codzienności. Czułam też ekscytację, ponieważ zaczynałam coś nowego. Coś, o czym od dawna marzyłam. Nie wiedziałam jednak do końca, z czym będę się musiała zmierzyć i jak moje ciało będzie musiało zmienić się przez wymagania branży. Gdy zaczynałam pracę w modelingu, nie było mowy o modelkach mid czy plus size. Nie mieściłam się w pożądany przez branżę fashion “rozmiar 0”, więc musiałam schudnąć.

Pierwsze dopasowywanie się do wymagań nie przychodziło mi z aż tak wielką trudnością. Później, gdy zaczęłam dorastać, a moje ciało naturalnie się rozwijało, utrzymywanie “rozmiaru 0” było wręcz nierealne. Gdy pracowałam przez kilka miesięcy, sylwetka była odpowiednia. Niedługo później zaliczałam spadki w formie związane z zaburzeniami odżywiania. Toksyczna relacja z jedzeniem rozwinęła się u mnie właśnie w czasie najintensywniejszej pracy w modelingu.

Wyznałaś, że przez wyśrubowane wymagania w branży fashion wpadłaś w depresję, bulimię i anoreksję. Pamiętasz moment, w którym zrozumiałaś, że patrzenie na siebie w krytyczny sposób cię wyniszcza?

Podświadomie zdawałam sobie sprawę z tego od samego początku choroby. Branża nasiliła tylko objawy. Zaburzenia odżywiania pojawiły się trochę wcześniej, zanim zaczęłam pracę w modelingu. Potem, w trakcie kolejnych zleceń, wystawiona na ocenianie, zaczęłam pogrążać się w problemach związanych z akceptacją ciała. Ono nie zawsze godziło się na reżim, jakiego wymagałam i się buntowało. Ja w odpowiedzi zagłuszałam sygnały ze środka, które podpowiadały, że moje zdrowie się sypie. Ślepo walczyłam o karierę.

Wyraźniejsze przebłyski świadomości miałam w wieku 20 lat. Wtedy zrozumiałam, że jeśli nadal będę katować organizm dietą i ćwiczeniami, to źle skończę. Dlatego za każdym razem podkreślam: zdrowie jest najważniejsze. Być może to brzmi jak wyświechtany frazes, ale pamiętajmy, że bez zdrowia fizycznego i psychicznego nie spełnimy marzeń, nie zrobimy wielkiej kariery, nie będziemy żyć tak, jakbyśmy chcieli.

Mogłaś liczyć na wsparcie bliskich w trakcie choroby?

Nie dopuszczałam nikogo do siebie. Bałam się reakcji rodziny, ponieważ wiedziałam, że bliscy nie poradzą sobie dobrze z informacją o moim stanie zdrowia. Wybrałam samotność w tej drodze, co niekoniecznie było dla mnie dobre, bo może gdybym poprosiła o pomoc, moje życie potoczyłoby się inaczej.

Anoreksja, bulimia czy inne problemy związane z psychiką to choroby, w których zazwyczaj jesteśmy osamotnieni. Rozmowa o tych sprawach przychodzi trudno, bo mnogość problemów, z jakimi się wiążą, mogą zrozumieć tylko osoby, które same się z nimi zmagały. Warto jednak rozmawiać z bliskimi, sięgać po pomoc, nawet wtedy, gdy myślimy, że nie zrozumieją. Nie bójmy się mówić o tym, z jakimi demonami walczymy w naszych głowach.

Słyszałaś od ludzi z branży modowej komentarze, które sprawiały, że czułaś się ze swoim ciałem gorzej?

Takich komentarzy było sporo. Najtrwalej w pamięci zapisał mi się kontrakt w Japonii. Ważyłam wtedy najmniej w karierze, bo tylko 46 kg. Podczas sesji zdjęciowej jedna z osób z ekipy powiedziała, że mam grube uda, nieproporcjonalne do reszty ciała. Pogodzenie się z tą oceną i zaakceptowanie ciała na nowo przyszło mi z ogromną trudnością. Na podobne komentarze byłam wystawiana regularnie. Dopiero odcięcie się na jakiś czas od branży modowej pozwoliło mi zresetować głowę. Teraz nie zwracam uwagi na to, jak ktoś mówi o moim ciele. Jestem pogodzona z tym, jak wyglądam.

Hejt w sieci też cię już nie rusza?

Na pewno mnie nie omija. Ludzie w sieci komentują mój wygląd i piszą, że mam cellulit albo “piersi, jak uszy spaniela”. Z taką oceną jestem sobie w stanie poradzić. Bolą mnie natomiast uwagi, które uderzają w mój intelekt, życie prywatne czy rodzinę. Takie komentarze nie powinny mieć miejsca, ale one były, są i będę, dopóki dajemy sobie pozwolenie na to, żeby oceniać i krytykować innych, zwłaszcza w internecie. Zauważ, że w prawdziwym życiu hejterzy nie mają takiej odwagi. Próba zawstydzania zazwyczaj kończy się na szeptach lub oceniających spojrzeniach.

Za to w mediach społecznościowych pozwalają sobie na więcej, bo czują, że są anonimowi.

Zdecydowanie. Poza tym shaming w sieci nie dotyczy tylko osób rozpoznawalnych. To powszechne zjawisko, które w większości uderza w kobiety. Bardzo boli mnie ta niesprawiedliwość i nie potrafię zrozumieć tego, jak można krytykować, a nawet ubliżać innym. Każde oceniające słowo to kolejna trudna do zagojenia rana dla kogoś, kto dąży do ciałoakceptacji. Im dłużej obserwuję zjawisko shamingu, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest narzędziem w rękach osób, które próbują w ten sposób leczyć swoje kompleksy.

Jak rozumiesz pojęcie ciałoakceptacji?

Nie ma jednej definicji ciałoakceptacji, bo każdy rozumie ją na własny sposób. Dla mnie to akceptacja swojego ciała i otaczających mnie osób takimi, jakimi są – z całym zestawem ich zachowań, stylu bycia i sposobu wyrażania siebie. Szacunek należy się każdemu i tego, jako społeczeństwo, musimy się nauczyć.

Zaakceptowałaś już swoje ciało?

Gdybyś zadała mi to pytanie, trzy lata temu, powiedziałabym, że kocham w sobie absolutnie wszystko. Teraz wiem, że do pełnej akceptacji czeka mnie jeszcze długa droga. Czasem mam wrażenie, że dobrze czuję się z tym, jak wyglądam. Potem przychodzą dni, gdy zauważam w sobie więcej niedoskonałości, wytykam sobie to, jak wyglądam i najzwyczajniej w świecie się sobie nie podobam. Dla mnie ważnym elementem ciałoakceptacji jest podarowanie sobie przestrzeni na nieakceptowanie siebie. Takie podejście pozwala na naukę wyrozumiałości i refleksję dotyczącej samodbałości.

Cały ten proces trwał łącznie 10 lat i pozwolił mi w końcu nie przejmować się swoją wagą, wymiarami, kształtami.

Jak na tę zmianę zareagowała branża modowa, która wcześniej przecież wymagała od ciebie dopasowania do określonego z góry kanonu piękna?

Wróciłam do branży fashion zdrowa i pogodzona ze sobą. Uznałam, że to najlepszy czas na zmianę otoczenia. Zaczęłam rozwijać karierę w Polsce. Wcześniej, oprócz kilku projektów, nie miałam do czynienia z rodzimą branżą modową. Ten wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Dzięki połączeniu ciężkiej pracy i odrobiny szczęścia udało mi się stworzyć takie środowisko pracy, w którym z przyjemnością się spełniam i mogę zdrowo się rozwijać.

Czy na takie spełnienie pozwolił ci także projekt modowy No Shame od Answear.LAB?

Biorąc udział w sesji wizerunkowej do kolekcji No Shame, mogłam znów podkreślić, jak ważna jest dla mnie różnorodność w modzie. Chciałabym żyć w świecie, w którym szanujemy odmienność innych ludzi. Różnorodność to piękno, które warto podkreślać m.in. poprzez modę nie tylko pojedynczymi projektami, ale działaniami marek, dla których to część DNA. Pokazywanie ubrań na modelkach w różnych rozmiarach, kolorach skóry czy wieku powinno być normą. Tylko wtedy odbiorcy mody mogą naprawdę rezonować z prezentowanymi na wybiegach stylizacjami.

Jesteśmy przyzwyczajeni, że branża fashion nakłada na nas etykiety, kategoryzuje w określone rozmiary i ramy kanonów piękna. Jak ty odnajdujesz się pomiędzy tymi określeniami?

Miewam okresy buntu, podczas których zastanawiam się nad sensem etykietowania modelek w branży fashion. Potem przychodzi czas chwilowej akceptacji rzeczywistości. Świadomie dystansuję się od tego problemu, bo przychodzą do mnie nowe refleksje. Jedna pozostaje jednak bez zmian: wrzucanie nas w określone ramy rozmiarów to nie jest przyszłość mody, jakiej oczekuję.

Przeczytaj inne artykuły